Andereth rzadko śnił, lecz tej nocy los postanowił obdarzyć go wyjątkowo okrutnym koszmarem. Stał pośród płonącego miasta, otaczały go palące się domy, a dym na nocnym niebie rozświetlany był nagłymi czerwonymi rozbłyskami. Pośród tego wszystkiego słychać było niezliczone wrzaski kobiet, mężczyzn oraz dzieci. Na dziedzińcu na którym się znajdował dookoła biegali ludzie. Jakaś kobieta wpadła wprost na niego, kiedy ujrzał jej twarz zamarł w przerażeniu, była to jego żona trzymająca płaczące niemowlę. Jej twarz była strasznie poparzona, a z głowy, która kiedyś usiana była pięknymi, jasnymi włosami zwisały strzępy skóry, z których lała się krew. Błagając go o pomoc wcisnęła mu człowieczka w jego ręce. Zrobiwszy to znikła. Nagle potężny podmuch wiatru zwalił potężnego Dunedaina na jego kolana. Z nieba jak piorun spadła ogromna sylwetka. Przed nim znajdowała się głowa smoka, jego gadzie oczy patrzyły na Strażnika z pogardą. Otworzył swą paszczę i jedyną rzecz jaką ujrzał Andereth był oślepiający ogień, któremu towarzyszył nieludzki śmiech. Strażnik obudził się, widząc wschodzące słońce odetchnął z ulgą. Szybko zerwał się na nogi i zauważył, że jego towarzysz już na niego czeka.