Według konstytucji RP Polska nie posiada religii państwowej. Mimo to, jak zauważył glaca, biskupi i nauka KK ma spory, choć nieformalny, wpływ na decyzje polityczne sejmu i rządu RP. Polska ma jedną z najbardziej rygorystycznych ustaw o aborcji w Europie. Nie ma ani ustawy o rejestrowanych jednopłciowych związkach partnerskich, ani ustawy o małżeństwach jednopłciowych. Według polskiego prawa, partner homoseksualny nie ma w szpitalu prawa do informacji o stanie zdrowia partnera ani do dziedziczenia po zmarłym partnerze ani do wspólnego rozliczania się z podatków, bo jest nikim, a nie partnerem. Kwestia in vitro też nie jest uregulowana. W publicznych szkołach domyślnie dzieci są uczone religii, i domyślnie wiszą tam krzyże. A katecheci i kapelani są opłacani z budżetu. Czy zajac i SmykuPL widzą jakieś inne wyjaśnienie takiego stanu rzeczy niż wpływ religii? I czy nie wiedzą np., że w sąsiednich Czechach te kwestie wyglądają zupełnie inaczej niż w Polsce?
Szkoda, że w Polsce miejsce religii nie jest takie jak w Czechach. I ustawodawstwo z tym związane.
Glaca zauważył też, że Kościół często olewa duchową sferę i koncentruje się na sprawach doczesnych, ludzkich i społecznych. Pytanie: dlaczego tak jest? Z jakiej racji Kościół mieni się znawcą tego, co ludzkie? Przecież dziedziną zainteresowań Kościoła jest teologia, a nie antropologia, a personel KK to duchowni, a nie psychologowie. W dodatku Kościół katolicki odmawia prawa do sprawowania funkcji kapłańskich połowie ludzkości z racji urodzenia - nie cech czy zdolności, tylko urodzenia. Mowa tu oczywiście o braku kapłaństwa kobiet.
Watykan, czyli grono żyjących w celibacie mężczyzn, mówi kobietom, kim są i jak mają żyć, nie dając im prawa wyboru, żadnej instytucji odwoławczej. Męskie kierownictwo całkowicie męskiej hierarchii duchownych ustala prawo dla wszystkich kobiet, a kobiety nie mają w tym żadnego udziału i żadnej możliwości wyrażenia sprzeciwu. Kler wyklucza ze swoich szeregów połowę ludzkości, dla której ustanawiają prawa. Watykan przypisuje kobietom ograniczone albo podrzędne role z racji urodzenia. A przecież nie robi tego odnośnie żadnej rasy ani narodowości, choć to byłoby dokładnie tym samym.
Benedykt XVI powiedział m.in.: "Trzeba przypomnieć o zamyśle Boga, który stworzył człowieka mężczyzną i kobietą, od początku obdarzając ich jednością i dopełniającym się zróżnicowaniem (...) Bóg powierza kobiecie i mężczyźnie - odpowiednio do właściwej im natury - specjalne powołanie i misję w Kościele oraz w świecie".
Jeśli komuś ta wypowiedź nie wydaje się obraźliwa dla kobiet ani w żaden sposób dyskryminująca, to dla porównania, zastąpmy tu słowo "kobieta" i "mężczyzna" innymi:
"Trzeba przypomnieć o zamyśle Boga, który stworzył człowieka białym i kolorowym, od początku obdarzając ich jednością i dopełniającym się zróżnicowaniem (...) Bóg powierza czarnym i kolorowym - odpowiednio do właściwej im natury - specjalne powołanie i misję w Kościele oraz w świecie".
Kościół dopuszcza do kapłaństwa Murzynów, bo wie, że gdyby dopuszczał tylko białych, zostałby potępiony za rasizm i dyskryminację, nawet gdyby powoływał się tu na zróżnicowanie i różność natury białych i kolorowych, gdyby stwierdzał, że biali i kolorowi są równi, ale mają różne role do wypełniania, różne powołanie i różne misje.
Niedopuszczanie kobiet do kapłaństwa jest dokładnie takim samym absurdem, jak niedopuszczanie kolorowych do kapłaństwa, więc należy jasno i otwarcie powiedzieć, że Kościół jest seksistowski.
Jan Paweł II napisał: "Święcenia kapłańskie (...) były w Kościele katolickim zawsze i od samego początku zastrzeżone wyłącznie dla mężczyzn. (...) Kościół uważa, że udzielanie święceń kapłańskich kobietom jest niedopuszczalne z racji zasadniczych. Racje te są następujące: poświadczony przez Pismo Święte przykład Chrystusa, który wybrał swoich Apostołów wyłącznie spośród mężczyzn; stała praktyka Kościoła, który naśladuje Chrystusa, wybierając tylko mężczyzn; wreszcie żywe Magisterium Kościoła, konsekwentnie głoszące, że wykluczenie kobiet z kapłaństwa jest zgodne z zamysłem Boga wobec swego Kościoła".
Tylko że nie ma żadnej podstawy, by przypuszczać, że Jezus chciał uczynić z męskości apostołów wiążący precedens dla całego duchowieństwa Kościoła, który jeszcze wtedy nie istniał. Inne cechy apostołów - miejsce pochodzenia, grupa językowa, wykształcenie, kariera zawodowa - nie są wiążącymi precedensami, więc dlaczego miałaby być nim płeć?
Jezus wybrał na apostołów osoby mówiące po aramejsku, pochodzące z Judei, samych Żydów, robotników i ludzi z niewielkim wykształceniem. A jednak żadna z tych cech nie została później przez Kościół uznana za konieczną do zostania kapłanem. Tylko płeć męska została. Pytanie: dlaczego?
Nie ma żadnych dowodów na to, że Bóg miał wobec Kościoła jakiekolwiek plany ani na to, że Kościół dysponuje jakąkolwiek wiedzą na ten temat. Nawet w Biblii nic o tym nie ma.
Może dwa tysiące lat temu było oczywiste, że apostołowie są mężczyznami, ale teraz nie musi tak być. Hipokrates i Galen też byli mężczyznami, co nie znaczy, że po wsze czasy wszyscy lekarze muszą być mężczyznami. Do niedawna prawie wszystkie zawody były przeznaczone tylko dla mężczyzn. W końcu wystarczająca liczba kobiet miała tego dość i rozpoczęła kampanię na rzecz zniesienia niektórych ograniczeń.
To, że jakieś ustalenia obowiązują od zawsze (albo niektórym tak się wydaje), nie znaczy, że nie można tego zmienić. Kościół anglikański doskonale zdaje sobie sprawę, że święcenia były dotąd zawsze zarezerwowane dla mężczyzn, i postanowił właśnie skończyć z tym monopolem.
Równie dobrze urzędnik ze stanu Missisipi mógłby powiedzieć grupie obrońców praw człowieka: "U nas, w Missisipi, zawsze traktowaliśmy czarnuchów jak śmiecie, więc to oznacza, że to jest słuszne, i tak ma być już po wsze czasy" i uznać, że takie tłumaczenie zamyka sprawę.
Żadna niereligijna organizacja nie mogłaby bezkarnie powiedzieć, że nie przyjmuje kobiet na najwyższe stanowiska, bo jest to niezgodne z planami właściciela lub założyciela. Z jakiej racji religijność miałaby usprawiedliwiać szacunek do pustosłowia?