Poniżej mała wstawka z życia stanicy o nazwie Erwa - Wasi Adepcisą członkami jej załogi, ale mają specjalny status i właśnie wychodzą na rekonesans. Wstawka nie jest mojego autorstwa, pochodzi z jednej z powieści fantasy F. W. Kresa, czytałem i mam wiele jego książek, czasami wrzucę jakiś nieznacznie zmieniony fragment dla oddania klimatu - zaznaczę, że to wstawki z Pana Kresa. Mamy późną jesień, zima coraz bliżej.
"Setnik Rawat czekał, zastanawiając się nad składem oddziału. W Erwie sprawy miały się tak, jak w większości przygranicznych stanic: podział na półsetki bądź trzydziesiętne kliny, a tym bardziej w przypadku większych garnizonów na złożone z klinów lub półsetek kolumny, był najzupełniej formalny. Uzupełnienia z głębi kraju, głownie z Travaru i jego okolic przybywały dość regularnie, ale składały się z żołnierzy różnych formacji, nie dających się wpasować w sztywne ramy organizacyjne. Regulaminy przewidywały, że połowę żołnierzy garnizonu winni stanowić jeźdźcy, resztę zaś, w równych proporcjach, piesi łucznicy i ciężkozbrojni tarczownicy-topornicy, choć były oczywiście odstępstwa od tych norm.
Uzupełnienia przysyłano na podstawie raportów sporządzanych przez komendantów stanic. Ale gdy nowi żołnierze docierali na miejsce, dane o stratach zawarte w raportach były już zwykle mocno przedawnione. Przede wszystkim jednak podjazdowa wojna, sprowadzająca się do gonitw po stepach i lasach oraz Złoziemiu, rządziła się innymi prawami, niż regularne bitwy w polu, gdzie tysiące ludzi koniecznie należało ująć w jednolite pod względem liczebności i uzbrojenia oddziały. Pod Południową Granicą lepiej sprawdzały się doraźnie formowane grupy, w których liczba żołnierzy poszczególnych formacji dobierana była w zależności od potrzeb. Zwykle też pozostawiano wychodzącym w pole oficerom wolną rękę w zakresie doboru ludzi. Zwykle ale oczywiście nie wtedy, gdy było to zwyczajnie niemożliwe. Setnik Rawat mógł co najwyżej zżymać się na los, który sprawił, że pod jego nieobecność w stanicy komendę nad wychodzącą w pole jazdą objął kto inny , jemu zaś przypadło w udziale dowodzenie oddziałem złożonym w większości z piechoty. I to piechoty ciężkiej, świetnej do miażdżących uderzeń i przydatnej w obronie stanic, lecz zupełnie niezdolnej do długotrwałego biegania po wertepach. Dla lekkiej jazdy, a nawet pieszych łuczników, wielkie chłopy w kirysach, z nabiodrkami, w półzamkniętych hełmach, w kolczych rajtuzach wzmocnionych nakolankami z potężnymi tarczami i tęgimi toporami... słowem całe to chodzące żelastwo było niczym kula u nogi.
Ale cóż? Rację miał Komendant stanicy Ambegen: na czele szesnastu jezdnych dało się najwyżej prowadzić małą wojnę szarpaną, obliczoną raczej na znużenie, niźli wyniszczenie przeciwnika. Mogło to oznaczać wydanie mieszkańców paru wiosek na rzeź...
Zamyśliwszy się, Rawat nie od razu zauważył zbliżającego się podsetnika. Uniósł głowę, gdy tamten był blisko. Zbierz mi ludzi, wszystkich powiedział, nim oficer otworzył usta. Wychodzimy.
Wkrótce Rawat stał przed równym, zwartym szykiem. Na początku jazda, potem kilka kroków przerwy i piechota.
Wychodzimy rzekł krótko setnik; wszyscy wiedzieli, co to znaczy. Potrzebuję trzydziestu ludzi. Najpierw ochotnicy.
Jezdni, dla których monotonne patrole wokół stanicy były tyleż męczące, co nudne, bez wyjątku postąpili do przodu. Z piechoty zgłosiło się czterech. Zawsze tak było. Piechurom nie chciało się wyciągać nóg w forsownych marszach, woleli siedzieć w obrębie palisady, grać w kości, czasem dłubać przy naprawie umocnień... Rawat starannie wybrał dwunastu jeźdźców i czternastu pieszych, do których zaraz dołączyli ochotnicy. Skoro tak czy owak nie mógł mieć szybkiego oddziału, postawił na siłę: pośród wyznaczonych było aż dwunastu toporników.
Osiemdziesiąt do stu głów, ale może być i więcej rzekł zwięźle. Wieści są jak zwykle przesadzone, trudno na nich polegać. Spalona została umocniona wioska, mężczyzn wybito, kobiety pokaleczono, ale zginęły tylko nieliczne. Uprowadzono dzieci i większość kobiet. Mówię o tym bo chcę, żebyście wiedzieli, że tym razem idziemy do bitwy, nie na polowanie.
Żołnierze wymienili spojrzenia. Z tego, co powiedział setnik, wynikało, że czeka ich prawdopodobnie przeprawa ze Srebrnym Plemieniem lub podobnym im konnym łupieżcom ze Złoziemia, a nie z Mutantami. Srebrni wojownicy wydawali się mieć coś w rodzaju sumienia: rabowali i palili, ale rzadko mordowali bez potrzeby. Byli jednak właśnie wojownikami, podczas gdy Złote Plemiona składały się z dzikich bestii, u których trudno było odnaleźć bodaj ślad rozumu. Walka ze złotymi zwykle była znacznie łatwiejsza, bo nie chodziło o nic więcej, jak tylko o wymordowanie hordy krwiożerczych, ale przeważnie głupich pół-zwierząt, nie wiedzących co to taktyka, plan, czy współdziałanie...
Jeśli są jakieś pytania rzekł Rawat to teraz. Odezwała się Bireneta, wysoka, tęga dziewczyna o sile konia:
Czy nadal nie wolno obcinać tych wspaniałych jaj, panie?
Nadal - odparł, starając się zachować powagę. Uciszył żołnierzy. Inne pytania? Nie było.
Dobrze. Pójdzie osiem koni jucznych. Oprócz tego każdy ma mieć żywność dla siebie na trzy dni. Przygotować się. Wymarsz zaraz po posiłku. Wszystko.
Zaczęli się rozchodzić. Zatrzymał jeszcze dwóch mężczyzn i skinął w stronę Adeptów,
Mam zadanie dla Zwiadowcy, jednego lub dwóch jacyś ochotnicy spytał setnik. Zwiad wyruszy wcześniej, choćby zaraz, pójdzie na południowy wschód, do tej spalonej wioski, to była ta niedawno założona Erryn jak pamięć mnie nie zawodzi. Ja z oddziałem ruszę w tym samym kierunku. Znajdziemy się.
Setnik rozkazał dzisiętnikowi Restowi podzielić ludzi na trójki, i wyznaczyć trójkowych. To samo rozkazał uczynić Drwalowi, chłopisku z niedźwiedzimi barami i szerokim pasem topornika, który wyprostował się służbiście... co sprawiło, że Rawat musiał jeszcze wyżej zadrzeć głowę. Masz ludzi z dwóch różnych formacji, ale lepiej ich nie mieszaj. Niech trójki będą lekkie i ciężkie, nie mieszane, to się nie sprawdza. Też wyznacz funkcyjnych... Aha, tylko żadnej kobiety, jak poprze¬dnio. To był głupi pomysł i nie powtarzaj go więcej. Najlepiej obie łuczniczki wsadź do jednej trójki, pod komendę Astata. Łatwiej będzie mieć je na oku... Wszystko.
Tak, panie rzekl Drwal.
Żołnierze odeszli niespiesznie. Rawat przez długą chwilę patrzył, jak flegmatycznie zdążają w kierunku budynków mieszkalnych. Drobny dowódca jazdy wyglądał u boku topornika jak mysz przy borsuku. Setnik zastanawiał się przez chwilę, skąd bierze się ta powolność, nowi żołnierze jej nie mieli, ale z czasem stygli" prawie wszyscy. Chodzili niespiesznie, mówili powoli, żuli tak, jakby kęsy rozrastały im się w ustach, wszystko robili dokładnie, bez pośpiechu. Ale tylko w obrębie palisady, potem ta powolność znikała. Mogło się wydawać, że podczas pobytu w stanicy odkładają siły na później". Na wyjście. "
Wątek techniczny:
Jakiś ochotnik albo ochotnicy do dokonania zwiadu? Nie musicie tego robić możecie zostać z oddziałem, macie specjalny status - podlegacie tylko komendantowi Ambegenowi. Dowództwo w Travarze jest zaniepokojone zaognieniem sytuacji na granicy dlatego wynajęto Was,macie ocenić zagrożenie i potrzeby w zakresie dostaw, dlatego w waszym gronie jest zwiadowca, złodziej i zbrojmistrz... Jestescie adeptami, nikt wam niczego nie zarzuci jak zostaniecie... Pogranicze z Złoziemiem bywa bardzo niebezpieczne. To jak zostajecie pod ochroną setnika Rawata i jego ludzi, czy ruszacie na zwiad?
Jesteście tu wolnymi strzelacami możecie odejść ale wokół Travaru jednego z wolnych miast Barsawii Horrory wzmogły swoja aktywność, to Was tu przyciągnęło.
Kilka godzin do wyruszenia macie czas pogadać, będę jutro raczej koło 15.