Osada elfów w
Valinorze
Tura XIII
Tajemnicza dżungla na południu Southlands była zawsze wielkim znakiem zapytania. Trudno dostępna, groźna i surowa kraina śniła się jednak po nocach pewnej elfce, zwanej powszechnie jako
Aelirenn. Wychowanka
Księcia Teclisa zebrała pokaźną ekspedycją i przy sprzyjających wiatrach wylądowała w
Górach Monolit. Pozbyła się mieszkających tam drapieżników, a następnie ruszyła do dżungli gdzie czasem chlebem, a czasem mieczem podporządkowała sobie rdzennych mieszkańców. Ci jednak nie zamierzali dopuścić. Całość tych przygód postanowiłem spisać ja, czyli słynny i nieustraszony Estalijski podróżnik
Marco Montez, który zapuścił się daleko wgłąb dżungli.
Elfy wcale się nie ukrywały, a brak informacji o tych terenach wychodził głównie z tego powodu, że nikt tymi terenami nie był zainteresowany. Od Monolitów po Kraniec Świata znajdują się wielkie, surowe góry, które stoją niczym wielkie kamienne posągi na granicy Dżungli. Wielkie wrażenie zrobiło na mnie miasto wykute w skałach z Zachodnich Monolitów. Wysokie wieże pnące się do góry, wąskie przejścia i strome balustrady. Co chwila do portu przybijał jakiś okręt kupiecki z innej części Arabii.
Nabrzeże w Zachodnich Monolitach
[...] dalej na południe są krainy plemion Skinów, toczące nieustanną wojnę z elfami, które siłą skolonizowały krainę
Eglarest i
Valinor. Odwiedziłem te tereny. Żyjące tam elfy to istoty ciężko pracujące i walczące z wieloma trudami. Już dawno opuściły by tą krainę jednakże trzyma je tu wysoko uniesiona głowa i honor. Widziałem wielki tor wyścigowy budowany w Valinorze. Jak można nazwać ich pychę i imperatywność jeśli nie głupotą wyższości? Widziałem owocowe sady, tartaki wycinające dżungle i patrole złożone z białych orłów wysoko nad głowami. Nikt nie zauważył, nikt nie miał pojęcia o rosnącej potędze w wychodku świata, który zamienił się w drewniany pałac. Udałem się następnie na zachód, gdzie spędziłem kilka tygodni w porcie na zachodnim wybrzeżu pijąc piwo i odpoczywając na połowach ryb z tutejszymi elfami, które były zupełnie inne niż te które poznałem w Marienburgu czy Altdorfie. Podziękowawszy im za gościnność udałem się na południe aby odwiedzić kolonię ludzi w krainie
Morlad. Tam poznałem
Ojca Lenarda, który stał na czele
Zakonu Handlowego Braci Sigmaritów. Choć jego kolonia przypominała wielką, imperialną latrynę to jednak upór braciszków zrobił na mnie wrażenie. Stworzyli społeczność, która dzięki dofinansowaniu
Richtofena szybko się rozwijała. Pobyłem tam chwilę i postanowiłem wrócić na północ. W Valinorze dowiedziałem się, że dwa tygodnie po moim odjeździe osada została zaatakowana i zniszczona. Cud sprawił, że mnie tam wtedy nie było...