Dobra leszcze, znajdzie się na forum jakiś hobbysta moczenia kija o wschodzie i zachodzie słońca?
Wędkuje odkąd pamiętam, podobno ojciec zabierał mnie na ryby gdy miałem zaledwie trzy latka i niestety już mi tak zostało
Trenując od bajtla nabierałem wprawy i będąc trochę starszym zawstydzałem na zawodach zawodowców bardziej niż turbodynamomen kury wydziobujące ziarno.
Nie mam jakiejś ulubionej metody. Chciałbym spiningować, ale w mojej okolicy nie ma ku temu warunków, dlatego też większość czasu spędzam bawiąc się spławikiem i gruntem.
Teraz niestety ciężko u mnie z czasem i nie opłacam PZW, ze względu na małą liczbę wypadów, ale czasem uderzam na jakieś łowiska komercyjne. Niestety udało mi się wciągnąć w ten sport kumpli, przez co tracę większość brań.... tu piwko, tam piwko a wędki sobie leżą niepilnowane
Według mnie piękny i emocjonujący sport. Przyjeżdżamy o wschodzie, a nierzadko nawet przed wschodem słońca na łowisko. Nad wodą unosi sie delikatna mgiełka, idealna cisza pozwala idealnie wtopić się w dźwięki natury - plusk wody, szum liści, trele ptaków czy huk spławiającej się ryby. Rozbijamy stanowisko, przygotowujemy wędziska, przynęty, zanęty, zapasowe zestawy, wprowadzamy zestaw w upatrzone miejsce i czekamy... Rozkładamy się w idealnej harmonii z naturą na siedzisku, dźwięki natury wywołują w nas niepowtarzalny stan spokoju i hormonii, przymykamy oczy, czas płynie wolniej, wciągamy nosem chłodne, poranne, świeże powietrze, aż tu nagle..... Huk! Bombka uderza kij, wzbiera w nas adrenalina, błyskawicznie powracamy do rzeczywistości, zrywamy się ze stołka, łapiemy w dłonie kij, nagłym ruchem "przycinamy" rybę, powietrze przecina świst podrywanego kija. Wszystko się zmienia, w sekundzie budzimy się do walki, napinamy mięśnie skupiamy się kontroli wygięcia kija, napięcia żyłki. Ryba wyciąga nam żyłkę kołowrotka, przykręcamy go, momentalnie czujemy silny opór, przyciskający kij do tafli wody, z trudem do podnosimy, opuszczamy wciągając żyłkę i podnosimy znowu. Pompujemy, z każdym podciągnięciem ryba zdaje się być bliżej brzegu, ale nie.... Nagłym pociągnięciem wyrywa z kołowrotka kolejne metry żyłki, mknąc w głębię jeziora. Historia powtarza się kilkanaście razy, z każdym kwadransem holu coraz bardziej bolą nas ręce, aż w końcu niedaleko od brzegu dostrzegamy pod wodą blask łusek. Mobilizujemy sie aby wreszcie ją wyciągnąć, ale ona tego nie chce. Z każdym metrem w rybę wstępuje coraz większa furia, będąc blisko brzegu strach dodaje jej nowych sił, mobilizuje do dalszej walki. Po kolejnych kilkunastu minutach ryba wychodzi pod samą taflę wody, zaczerpuje powietrza, tak to koniec. Osłabiona, pokonana w boju mimo swojej woli pozwala podciągnąć się pod brzeg, chwytamy ją pod skrzele, ostatkiem sił podnosimy kilka/naście kilo i wyciągamy ją z wody.Tery leży u naszych stóp, pokonana, wymęczona, zdana na naszą łaskę. Ty sam jesteś wymęczony, ale radość i duma po wygranej walce pozwalają o nim zapomnieć. Wyciągamy haczyk, glaszczemy, robimy parę fotek, dajemy buziaka na do widzenia i wypuszczamy ją do wody
To jest właśnie wędkarstwo