"Wrogość" zależy jak ją zinterpretujemy, bo jeśli popatrzymy na nią w kwestii, że jeszcze nie doszło do pobić osób niewierzących to tego jeszcze nie ma, ale mamy "wrogość" ze strony polityków oraz duchownych. Coraz częściej słychać hasła "stop laicyzacji kraju". Ja się pytam gdzie widzimy tą laicyzację? W budowaniu nowych kościołów, czy może w fakcie, że przełożeni kazali zdjąć z miejsc publicznych krzyże. Katolicy czują się dyskryminowani.... a może jakby ktoś założył komisję przeciwdziałającą katolizowaniu państwa to wtedy dopiero poczuci by się zagrożeni. Przez takie hasła czy reakcje na plakaty człowiek zaczyna się czuć jak w państwie wyznaniowym w którym to religia ma mieć wpływ na życie codzienne mln ludzi. Czy z tego powodu, że jestem osobą niewierzącą mam być traktowany jak wróg publiczny nr. 1?
Zrozumiałbym może katolików jakby ateiści naprawdę próbowali zawłaszczyć sobie przestrzeń należącą do nich, ale czy próba wywalczenia sobie w niej miejsca jest aż takim złem? Ja jako ateista chciałbym być traktowany na równi z osobą wierzącą, a nie jak ktoś kogo trzeba przestawić na właściwe tory. Papież mówi o nawiązaniu dialogu, i gdzie ten dialog ze strony KK? Czy to nie osoby duchowne powinny dawać przykład reszcie wiernych? Zresztą jakoś nie wierzę, że w naszym kraju dojdzie do czegoś takiego prędzej mogę się spodziewać jeszcze większego stworzenia państwa wyznaniowego jakim i tak już jesteśmy.
Zresztą wystarczy zauważyć, że osoby wierzące, które dopuściły się krytyki Kościoła zostają automatycznie podciągnięte pod ateistów pomimo iż nimi nie są.
Ja chciałbym kiedyś zobaczyć jak jakaś poważna osoba publiczna ujmie się za ateistami i powie, że to oni są dyskryminowani, lepiej nie myśleć co by wówczas się stało.
Czemu np. katolicy nie czepiają się innych związków wyznaniowych choćby odwołujących się do pogańskich kultów? Co im przeszkadza w braku wiary w istotę(y) boskie? Mam nadzieje, że ktoś wierzący mi na to odpowie, bo ja jakoś nie potrafię znaleźć odpowiedzi.