nie widzę mojego ulubionego wątku narzekania.Jako niemały hipochondryk pozwolę sobie zacząć.
Wydarzyło się to niemal 2 tygodnie temu. Zwykła butelka czegoś mocniejszego, potem zderzenie z metalowym pojazdem jednobieżnym w ciemnym zaułku korytarza. Niby nic tylko sobie zawisłem, znieczulenie niemal pełne, miło poszedłem sobie spać. Następnego ranka niestety niemiła pobudka i zdziwienie niemałe co mnie tak wszystko boli..pełna amnezja..no ale przecież cała niedziela na odpoczynek więc co się mam przejmować..leżeć pić jeść a jutro będzie ok...jutro nastało niespodziewanie szybko i pracy ciężkiej czas nastał..jeszcze nie było źle..obolały to minie myślę..ale po kilku dniach nastał koszmar..ból pod żebrem nie do zniesienia..prześwietlenie..wszystko całe..podejrzenie: stłuczenie okostnej żebra..
tylko dlaczego....
dlaczego śmiać się nie mogę bo jakby kto mi włócznię wbijał
kichnięcie to jakbym miał ósmego pasażera nostromo gotowego do opuszczenia miłego zakątka.. spać nie można ..chyba że na plecach z oczami w sufit..
nikt nie dowierza i uważa, że symuluję..
chodzenie, siadanie...nawet oddychanie wszystko z tym wszechobecnym uczuciem połamanych żeber..
a jak jeszcze przeczytałem, że może to trwać nawet 6 tygodni to normalnie płakać się chce :?

jak ktoś miał podobne obrażenie mile widziane podniesienie na duchu 8-)