Mój poprzedni post kierowałem do ludzi pokroju "mądrej głowie dość dwie słowie" (patrz-Asuryan). Niestety, po wczorajszym ataku na czacie naszego forumowego kolegi wybobraka, doszedłem do wniosku że mój post może być niejasny dla dwóch kategorii userów:
1-Zielonych graczy którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z Romkiem 2.
2-Dla ludzi którzy w swoim rozumowaniu słysząc zwrot: "pójdziesz za mną w ogień" oczekują w najbliższym czasie wycieczki do pieca hutniczego...
Napiszę tak jasno jak tylko potrafię.
1-Rzecz nie dotyczy mapy w skali strategicznej, bo jak wszyscy(?) wiemy flota co najwyżej może wpływać do portów i dwóch rzek (Nil i Dunaj, więcej nie pomnę). Na ląd nie wchodziła, nie wchodzi i chyba po żadnym patchu nie wejdzie.
2-Nie dotyczy to bitew wodno-lądowych, gdy co najmniej jedna ze stron na początku bitwy ma możliwość skorzystania z wojsk lądowych w postaci garnizonu miasta czy armii będącej na lądzie. Wtedy ucieczka słabszej floty na ląd nie była, nie jest ani nie będzie jakąś niespotykaną sytuacją.
Dotyczy to sytuacji gdy po rozpakowaniu bitwy morskiej przed jej rozpoczęciem miałem do dyspozycji tylko flotę, komputer także, a akwen bitwy z jednej strony (jak dokładnie to dokładnie-od północy) był ograniczony wybrzeżem. Po rozpoczęciu bitwy flota przeciwnika... skierowała się ku wybrzeżu. Nie powiem, ku mojej uciesze, gdyż posiadając 10 jednostek przeciw 6 liczyłem na zablokowanie, odcięcie i ostateczne pokonanie frakcji (została jej tylko ta 1 flota). Ku mojemu zdziwieniu, załogi przeciwnika wyrzuciły się na brzeg (objaśniam dla kategorii 2: nie wyrzucali się nawzajem z okrętów na brzeg, tylko wpłynęli na dogodne plaże, dokonali sztrandowania). I to mnie zdziwiło. Gdyby to była przyłapana armia lądowa płynąca na inny Teatr Działań Wojennych, to bym nawet zrozumiał, gdyż na swych statkach transportowych mieliby mniejsze szanse na morzu niż na lądzie.
Chcąc nie chcąc musiałem zrobić podobny manewr. Na szczęście na jednostkach szturmowych miałem legionistów, więc poszedłem w ślad za przeciwnikiem (dla kat. 2-popłynąłem) i także dokonałem desantu. Przeciwnika znalazłem na pobliskim wzgórzu. Po krótkiej, zaciętej walce został pokonany i uciekł poza krańce mapy. Mając legionistów mogłem tylko pomarzyć o dogonieniu, więc po zwycięskiej bitwie pobita, lecz nie zniszczona flota uciekła. W kolejnej turze okazało się że owa flota jest znów w zasięgu mojej zajęta plądrowaniem , więc znowu ją dopadłem. Sytuacja wyglądała... bardzo podobnie, znowu ucieczka na ląd. Z tą różnicą że tym razem trzymali się swoich okrętów na plaży. Dokonałem desantów po obu stronach, okrążyłem, odciąłem możliwość ucieczki i w końcu tym razem zniszczyłem ową flotę do szczętu, a co za tym idzie - całą frakcję.
Wcześniej grając od września różnymi nacjami nigdy się z takim przypadkiem nie spotkałem. Oprócz jednego wyjątku w CiG, gdy w ten sam sposób ostatnia flota Massalii zrejterowała na ląd. Mam nadzieję że wszystko jasne dla wszystkich. Mieliście taki rozwój sytuacji w bitwie morskiej wyłącznie flot wojennych?