Bzdura. Państwo prawa =/= demokracja. Skoro nikt nie precyzuje czegoś to nie powinno być to w tekście prawnym - takie rzeczy to można pisać w preambule.Nieprawda. W twoim wywodzie jest zresztą logiczny błąd, bo państwo prawa = demokracja. I odwrotnie - nie ma demokracji bez państwa prawa. A pojęcie "sprawiedliwości społecznej" jest najnormalniej względne. I nikt nigdy go precyzyjnie nie zdefiniuje.
Co oznacza dla Ciebie stabilny budżet? Nieprzekraczanie progu 3% deficytu do PKB? I tak z roku na rok?Nie "lepiej" - po prostu to jest warunek niezbędny. Przy czym, jak już wspomniałem, najpierw trzeba mieć zrównoważony i stabilny budżet
bilans.jpg
To jest stabilny budżet? Być wiecznie pod kreską?
Nie zdobędzie - brak mocnego lidera spowoduje, że będzie odchodzić w niebyt polityczny.Jeżeli nie padło teraz to raczej nie padnie. Nowoczesna jest na fali (i życzę jej dobrze) ale nie zastąpi PO. Pisząc to co pisałem miałem na myśli to, że PO już raczej nie będzie miało aż tak dużego poparcia jakie miała i władzą będzie się musiała podzielić. Co w sumie nie musi być dla tego ugrupowania takie złe.
To, że nie chcą to nie znaczy, że ich nie potrzebują. Z takim prawem i podatkami to w życiu nie dogonimy Zachodu.Badania przed wyborami (wszystkie) pokazywały, że generalnie ludzie są w większości zadowoleni ze swej sytuacji (procent takowych rośnie) i raczej optymistycznie patrzą w przyszłość. Takie nastroje nie są "rewolucyjne". Myślę, że ludzie się znudzili rządzącymi i mając jeszcze większe aspiracje uznali, że ktoś inny je zaspokoi. W demokracjach to naturalny proces. Do tego doszedł kryzys i jego efekty, które jednak ludzie odczuli i co obrzydziło im rządzących. Jak jeszcze dołożymy kryzys migracyjny i parę innych "drobiazgów" to wyszło co wyszło. Nie sądzę by ludzie chcieli wielkich reform.
Sposób prowadzenia prywatyzacji skutecznie to obrzydził (co zresztą już powiedziałem) rzeszom polskich obywateli. Poza tym to co wyżej. Mało to razy rząd robił coś na co obywatele się sprzeciwiali. To, że nie chcą nie oznacza, że tego nie potrzebują - prywatyzacja posłużyła tylko jako przykład, odwołanie do reform Balcerowicza.A to być dopiero miał "tango"! Nie mów, że Polacy chcą wielkiej prywatyzacji?!
Podatki może mieć i porównywalne, ale dochodzą kwoty wolne od podatku, które u nas są poniżej minimum egzystencji. Do tego jeśli z 3000zł zabierzemy 50% (albo i więcej) a z 5000E również to biorąc pod uwagę droższe koszty życia to i tak na Zachodzie wychodzą lepiej. Przyczyny, które podałeś odnoszą się głównie do błędów przedsiębiorców. Autorzy artykułów nie wzięli pod uwagę błędów urzędników z powodu skomplikowanego prawa. W tych punktach dot. małych zysków można jeszcze dołożyć koszty prawników zajmujących się skomplikowanym prawem. Nawet gdyby uproszczenie prawa spowodowało zmniejszenie odsetku upadających firm o 1% to byłby duży sukces. Bo to nie chodzi o to, żeby zajmować się prawem tylko biznesem.Polska ma podatki porównywalne z innymi krajami - nie niskie, nie wysokie tylko porównywalne. A co do przyczyn upadku firm... Oczekujesz linków. To dlaczego stosownego hasła nie wystukałeś sobie na googlach? Wyszłoby ci to:
http://nf.pl/manager/12-powodow-upadku-firm,,9140,150
albo to:
http://www.szkolenia.avenhansen.pl/a...adku-firm.html
albo to:
http://www.biztok.pl/akademia-biznes...acej-firmy_a83
albo to:
http://www.polskatimes.pl/strefa-biz...firm,10144548/
Mało? Bo mógłbym jeszcze. Wystarczało wystukać na googlach "przyczyny upadku firm" i masz. To o czym pisałem. I tak jest w Polsce i w każdym innym kraju UE (mniej więcej). Populizmem i czystą demagogią jest to co piszesz Ty. Czy jesteś w stanie się do tego merytorycznie odnieść?
Co zaś do przykładu Rumunii - napisałem Ci, że rzecz dotyczyła jednak innej gospodarki. Gospodarka rumuńska jest wyraźnie bardziej zapóźniona do naszej - przy takiej gospodarce sukces podobnego manewru jest łatwiejszy. Więcej też wpłynie z abolicji podatkowej, gdyż tam w szarej strefie funkcjonuje więcej przedsiębiorstw niż u nas. Aby obiektywnie ocenić ich sukces (bo jednak przecież sukces odnieśli) i wykorzystać ich doświadczenia do naszego rynku, trzeba sporo dodatkowych informacji. to, że im się udało nie musi bowiem oznaczać, że to samo tak samo uda się nam - patrz na to co pisałem wcześniej (o ew. kosztach wzrostu deficytu). Demagogia jest stwierdzenie, że jeżeli im się udało to nam też się uda. Tak może być - ale nie musi.
Czyli jednak chcesz tej grubej księgi cięć budżetowych?Więc wykaż mi, że się myliłem. Jesteś w stanie? Ograniczyliście się do Kościoła i urzędów. Ile Kościół ma z budżetu, można wyliczyć. Ma głównie z lekcji. I w zasadzie większych oszczędności można szukać głównie tu. Z tym, że te pieniądze ukryte są w subwencji oświatowej otrzymywanej przez samorządy. Przyjąłem, że nie da się odebrać wszystkiego, bo część uczniów religii będzie się chciało uczyć. I "krakowskim targiem" oszacowałem owe oszczędności na jakieś 40-50 %. Jeżeli uważasz, że postąpiłem niesłusznie - wyjaśnij. Jesteś w stanie?
Urzędnicy. Według wyliczeń w tej analizie (czy raczej artykule)
http://www.podatnik.info/publikacje/..._roczne,1170ae
zwalniając połowę urzędników moglibyśmy sobie podatki obniżyć o 2,5 %. Ale taka skala zwolnień jest absolutnie niemożliwa. Bo rząd redukować etaty może co najwyżej w administracji rządowej, która jest stosunkowo szczupła. Najwięcej urzędników zatrudniają samorządy - a te, jak sama nazwa wskazuje, mogą zatrudniać tyle ile chcą/ilu im jest potrzeba.
Tu masz z kolei dane dotyczące struktury wydatków w 2015 roku - gdy wydatki rosły mniej niż rósł wzrost gospodarczy - co było właściwą drogą do zrównoważenia budżetu ( http://www.mapawydatkow.pl/ ). Na administracji nie oszczędziłbyś zbyt wiele, bo byś nie był w stanie - pewne zadania trzeba realizować. Jeżeli chcesz ograniczyć administrację musiałbyś też zdjąć zadania na tyle, by urzędnicy po prostu nie byli potrzebni. I zapewniam cię, że to nie byłoby takie łatwe.
Dlatego nic nie podawaliście Panowie poza sloganami. Nie mogę ich brać poważnie, bo przy optymistycznych szacunkach naliczyłem oszczędności rzędu 1,5 mld. Jeżeli się mylę - postarajcie się to udowodnić. Bo przecież mogłem się omylić - ale o ile? O 0,5 mld? A poże cały miliard? Ile nam zostaje do zaoszczędzenia?
rumunia bilans.jpgPresidente - masz rację. I to jest właśnie to o czym piszę. Deficyt gospodarki rumuńskiej rośnie. Chcecie linków, wolicie je od moich tłumaczeń, proszę bardzo:
http://www.bankier.pl/wiadomosc/Rumu...u-7476345.html
Podsumowanie jest na końcu. Dodam, że generalnie wszystkie poważne komentarze są podobne.
Mam wrażenie Panowie, że to co się dzieje oceniacie po części z pozycji dogmatycznych (tak bym to nazwał) a po części według tego co się dzieje dziś, bez uwzględnienia tego co się będzie działo jutro.
Nie powiedziałbym, że jakoś specjalnie mocno rośnie.
Rumuńskie władze zachwyciły się sukcesem. Teraz ten hurraoptymizm może się przełożyć na wzrost wydatków (niekoniecznie właściwych).Presidente ma rację gdy pisze, że Rumuni specjalnie nic nie cięli (oni chyba w ogóle nic nie cięli). Więc deficyt im szybko rośnie pomimo imponującego wzrostu gospodarczego. Czyli mamy do czynienia z tym o czym cały czas piszę - gospodarka się rozpędza, wpływy budżetowe rosną, ale deficyt też. A to oznacza, że za jakiś czas Rumuni będą mieli problem bo z tego by wychodziło, że im większe wpływy budżetowe wydatków równoważyć nie będą.
Jak już porównujemy to porównujmy się regionalnie. Nam jest bliżej do bogatych sąsiadów. Obniżka podatków mogłaby ich zachęcić do przenoszenia części produkcji właśnie do nas. Właśnie o to chodzi zagranicznym firmom - niższe obciążenia, dobra infrastruktura. Dawanie ulg wg mnie kompletnie mija się z celem - rząd poprzednie i obecne źle do tego podchodziły.Przy czym zważcie na to o czym ja też wcześniej pisałem - gospodarka rumuńska jest jednak w gorszym stanie niż nasza. Rumunia jest krajem biedniejszym, dochody są mniejsze, szara strefa większa. Gdyby podobny manewr wprowadzić w Polsce, byłoby nam trudniej osiągnąć podobne wyniki, bo zawsze łatwiej jest temu kto "odbija się od dna" (co nie jest tu stwierdzeniem do końca adekwatnym, bo Rumuni niekoniecznie aż od dna się odbijali). Więc zapewne i rozdźwięk pomiędzy przychodami i wydatkami byłby u nas większy.
Być może więc będziemy mogli poobserwować ciekawe zjawisko w najbliższym okresie. Przy czym by było jasne: reformę polegającą na obniżeniu podatków bez zmniejszenia wydatków ja bym za "wolnorynkową" nie uznał. Bo przeprowadza się ją wbrew zasadom wolnego rynku zakładającym, że podstawą jest równowaga. Czyli to o czym swego czasu pisałem - jakiekolwiek działania gospodarcze wymagają równowagi budżetowej. To jest podstawa wszystkiego.




Odpowiedz z cytatem
