Tym razem kino sci-fi:
Godzilla i Kong: Nowe imperium. Najkrócej opowiedzieć to: jak ktoś czekał na film o tych monstrach gdzie są ciągle, a nie tylko na sekundę, dwie i dopiero coś więcej w finale (i bez względu na wartość fabuły i dialogów) - oglądało mu się znakomicie. Zresztą mojej księżniczce także. Sam chciałem obejrzeć tą nową japońska ekranizację (większość znajomych chwaliło) oraz serial Monarch, lecz chyba mam już przesyt Godzillą na jakiś czas.
Spoiler:
Twórca. I tutaj nie będę oryginalny. Fabuła siermiężna, lecz kapitalne obrazy plus aż nazbyt czytelne nawiązania do klasyków sprawiły że obraz jak dla mnie się obronił. Może nawet kiedyś wrócę do niego.
Spoiler:
No i piątkowy seans kinowy: Obcy: Romulus. Co by nie pisano i co bym nie myślał o poprzednich odsłonach z tego uniwersum - i tak na xenomorphy polecę do kina . I... nie było źle. Gdyby nie liczyć ostatniego kwadransa niby odgrzewanie kotleta, lecz kotleta z najlepszych dwóch części (pierwszych - przypadek?). Ok, może zbyt dużo było tych obrazów i cytatów żywcem stamtąd wyjętych, trochę głupotek (tak ważna stacja dla wiadomej firmy a nikt się nią nie interesował, scena we windzie), trochę na siłę tworzona nowa Ripley, lecz koniec końców jestem zadowolony. Polecam.
Spoiler: