Czyli będziemy zaglądać obywatelowi jak koniowi w zęby, płukać żołądek albo zaglądać w d**ę żeby ustalić, skąd się wziął alkohol w jego organiźmie. Prawdziwy liberalny raj.Ale to da się zbadać odpowiednimi metodami. Nie żyjemy w średniowieczu - da się ustalić czy 0,01 promila jest wynikiem napicia się łyka wódki, czy też psiknięcia odświeżaczem do ust.
Zabierania prawka za 0,01 promila, z czym prowadzący nie sprawia żadnego zagrożenia na drodze, to za to już prawdziwy faszyzm.Musisz zrozumieć jedno. Takie ustalanie minimalnych dopuszczalnych progów prowadzi do nadużyć i patologii, bo zawsze znajdzie się jakiś bolek, który przeprowadzi domowe testy ile i czego może wypić zanim wsiądzie za kierownice, aby nie przekroczyć dopuszczalnego limitu. To jest absurd na skalę Monty Pythona.
Po to są te limity, by stwierdzić, kiedy kierowca zaczyna być na drodze zagrożeniem. Do 0,2 on z pewnością tym zagrożeniem nie jest.
To dorzuć mi jeszcze tabelkę, gdzie będzie napisane jaki procent tych wypadków powodowali kierowcy z minimalnie przekroczonym progiem dopuszczalnego spożycia. Bo to, że ktoś totalnie zalany nie nadaje się do prowadzenia auta to żadna nowość. Wyważasz otwarte drzwi, bo nigdzie nie pisałem, że powinno się prowadzić "na gazie" i to jest OK.Na początek znalazłem takie coś.
'W 5 % do 30 % wypadków śmiertelnych na drogach bierze udział co najmniej jeden kierowca, który przekroczył dopuszczalne normy spożycia alkoholu.
Każdy, kto jeździ wie, że w wielu miejscach z ograniczeniami się przesadza i nie zawsze są stawiane w rozsądnych miejscach albo są adekwatne. Stąd często są łamane - tak już z durnowatym prawem niedostosowanym do realiów bywa. Nie żebym kogoś zachęcał do łamania prawa, ale nawet w moim małym rodzinnym mieście jestem w stanie teraz w pamięci przypomnieć sobie wiele miejsc, gdzie np. niepotrzebnie stawia się ograniczenie do "40" albo "30". O większych miastach czy drogach pomiędzy nimi nie wspominam. Sęk w tym GDZIE się te ograniczenia przestrzega i ewentualnie O ILE się je przekracza.Prawie 50 % kierowców nie przestrzega obowiązujących ograniczeń prędkości.'
Ludzie popełniają błędy - tutaj znów Ameryki nie odkrywasz. Ja tylko jestem co do tych dróg ciekaw czy ci spece jeździli po naszych A spec z "Koszernej" pisze coś takiego, choć kilka zdań wcześniej napisał:Raport ETSC nie daje prostych odpowiedzi. Cytuje kilkudziesięciu ekspertów ds. ruchu drogowego z całej Europy - i żaden z nich nie wyraził poglądu, że głównym powodem dużej liczby wypadków śmiertelnych są np. zbyt wąskie albo wyboiste drogi. Za to nieprzestrzeganie przepisów - jak najbardziej tak.
"Najbezpieczniejsze drogi w całej Europie są drogi Szwecji, Holandii, Wielkiej Brytanii i Szwajcarii - w każdym z tych krajów na milion mieszkańców przypada mniej niż 50 ofiar śmiertelnych rocznie."
Jak mam traktować gościa, który sam sobie zaprzecza w co drugim zdaniu? Swoją drogą jak pisałem: "Koszerna" wielokrotnie sprzeciwiała się zaostrzeniu prawa karnego, bo "wysokość kary nie zapobiega przestępstwu". Tutaj spec dla odmiany pisze, że we Francji zmniejszono ilość wypadków, zacytuję:
"A wszystko to efekt drakońskiego zaostrzenia systemu kar i kontroli."
Znów widzę niestety niekonsekwencję i zaprzeczanie samemu sobie. Więc naprawdę: czy jakiś ludzik z "Wybiórczej" zasługuje na jakiekolwiek poważne trakowanie?
W normalnym kraju obowiązuje domniemanie niewinności. Domniemanie winy to charakterystyka zamordyzmów. Tak jest - każdorazowe dmuchanie w balonik przy każdej kontroli, gdy mam udowodnić swoją niewinność, to dla mnie pogwałcanie praw obywatelskich, tak samo jak przymus zapinania pasów.Jeżeli 'balonik' jako standardowa procedura podczas kontroli byłby dla Ciebie pogwałceniem praw obywatelskich i myśli liberalnej, to sorry. Dla mnie takie działania nie godzą w moje zdrowie, a mogą jedynie pomóc je ocalić, bowiem im więcej debili się wyłapie, tym bezpieczniej będzie na drogach.
W imię walki o bezpieczeństwo czas je rozszerzyć na kierowców aut osobowych - w końcu oni też mogą powodować wypadki! Na rowerzystów też powinniśmy to rozszerzyć - bardzo zmęczonego rowerzystę może znieść na boki i co wtedy :?:W przypadku kierowców ciężarowych takie przepisy już istnieją i bynajmniej nikt nie kontroluje ich za pomocą nowych organów policji.
Mleko zostało rozlane. Za kółko wsiada gość z 0,6 promila. Obok niego jedzie gość, który przez ostatnie kilka godzin jechał bez przerwy i smażył się na słońcu, przez co teraz jest cholernie zmęczony. Sprawność obu jest zbliżona. Czy państwo może pozwolić na tak rażącą niesprawiedliwość, że oboje nie zostaną po równo ukarani :?:Podstawowa różnica między kierowcą pijanym i zmęczonym jest taka, że ten pierwszy podejmuje niewybaczalną decyzję ZANIM wsiadł do samochodu, podczas gdy drugi zmęczony staję się podczas jazdy i ma możliwość zdecydowania, czy ważniejsze jest dla niego życie, czy 30 minut które poświęci na postój.
Znów wyważasz otwarte drzwi. Akurat nie chodzi mi o drogi w terenie zabudowanym, gdzie chodzą piesi - tam się i tak jeździ dość wolno. Mówię tutaj o drogach pomiędzy miastami/wsiami, gdzie nie mamy chodnika, tylko obok drogi jest co najwyżej pobocze/rów/pole. W takich miejscach drzew być nie powinno - powodują niepotrzebne niebezpieczeństwo, a później "jesteśmy rekordzistami w liczbie ofiar wypadków". Widzę u Ciebie niekonsekwencję - człowieka jesteś gotów winić i karać z pełną stanowczością - warunki zewnętrzne już się dla Ciebie nie liczą...Na poboczach większości naszych 'dróg szybkiego ruchu' chodzą piesi, stoją domy, itd, itp. Teraz jeżeli w takich miejscach nie będzie drzew, to koleś który wypada z trasy może oprócz samego siebie zabić również inne osoby.
W podanym przez Ciebie artykule jeden dowód podano, już go przytoczyłem. Druga sprawa to droga, słup czy drzewo nie może być bezpośrednią przyczyną wypadku, bo same z siebie nie zabijają. Jednak drogi mogą ułatwić kierowcy popełnienie błędu albo/i wywołać tego błędu tragiczne konsekwencje.To teraz ja poproszę o dowody na to, że to stan dróg jest bezpośrednią przyczyną wypadków.
Zdajmy sobie sprawę, że ludzie zawsze te błędy ZAWSZE będą popełniać. I z tym się trzeba pogodzić, chyba że ustalimy Vmax=20 km/h, postawimy na każdym skrzyżowaniu kamery i fotoradary, a na bokach dróg poduszki, by zapanonwało powszechne bezpieczeństwo. Tylko wtedy w jakim kraju byśmy się znaleźli?
Można edukować, szkolić, uświadamiać, a stosowanie pałki i bata nie jest ani moralne, ani skuteczne. Można też minimalizować skutki wypadków - produkować bezpieczniejsze auta, tworzyć dobre drogi, po których da się jeździć bezpiecznie i SZYBKO(tak bo drogi i samochody są od tego, by po nich szybko jeździć), itd.
Tylko że to już jest naprawdę trudne i kosztowne. Budowanie dobrych i bezpiecznych dróg przekracza możliwości III RP i nic nie wskazuje, by się tutaj coś zmieniło. Odpowiednia edukacja/uświadamianie też kosztuje, a na to nasze państwo nie poświęci samo ani złotówki.
Zawsze łatwiej nastawiać fotoradarów, podwyższyć mandaty i grzywny, zaostrzyć kary(nawet do bolszewickiego pomysłu konfiskaty auta, z którym wyskoczył kiedyś minister Zero). Nie dość, że się jeszcze konkretniej ogoli owieczki(by żyło się lepiej), to jeszcze będzie można z siebie zrzucić całą odpowiedzialność na kierowców, a samemu wystroić się w nimb "bojownika lepsze jutro".
"Nasza" władzuchna naturalnie wybiera opcję nr 2, bo do żadnej lepszej nie jest zdolna. Ja jej w tej ideologicznej walce pomagać, w odróżnieniu od Ciebie, nie zamierzam.
Podane przez Ciebie raporty też nie dają prostych odpowiedzi. Co nie przeszkadza Tobie wyciągać prostych wniosków.To działa w dwie strony Elrond. Nigdy nie ma jednoznacznego 'dobrze', 'źle'...