Będąc poza zbiorem fanów SW i prozy Sapkowskiego spokojnie oglądam zaległości:

Rambo (ponoć ostatnia krew, ale kto tam wie). Film przewidywalny od pierwszej do ostatniej minuty, tyle wywołał emocji co wyjście z psem w deszczowy wieczór na spacer. Kartele są teraz bardzo modnym tematem, bo są silne jak nigdy, więc i John musiał pokazać jak się skutecznie z nimi nie cackać. Tyle że w porównaniu chociażby do Sicario (jedynki, rzecz jasna) widać całą różnicę. Szkoda że Sly podciągnął ten film do cyklu Rambo. No ale kto mu zabroni....



Anna. Bessona, więc taki mix Nikity z Atomic Blonde i Red Sparrow. Ogląda się dobrze, choć Luc z ilością retrospekcji ciut przesadził.