Ewentualnie zamiast poboru zwiększyć liczebność armii przynajmniej dwukrotnie.
Nie lepiej czterokrotnie... albo nie zróbmy sobie atomówkę... choć może lepiej wyprodukować taki super latający czołg który będzie zaprojektowany tak żeby zabić Putina.

Potrzeba nam wyszkolonych rezerwistów, bo w razie wojny nie będzie czasu na szkolenie ,,za liniami", więc wolałbyś być wysłany na front jako zupełnie nieobeznany żółtodziób po unitarce, czy mieć jako takie pojęcie?
W razie wojny wolałbym w ogóle nie być na front wysłany. Mienie "jako takiego pojęcia" jakoś mnie nie zachwyca, zresztą i tak nie na wiele by się ono zdało gdyby zaatakowali nas Rosjanie.

Wszystko kosztuje, a na wojnę jakoś się nie zanosi. Brak u nas potencjalnych zielonych ludków, wariant ukraiński nie ma zbytnio więc jak się powtórzyć. Zresztą biorąc pod uwagę tempo prorosyjskiej ofensywy to przed dotarciem do Lwowa wyszkoleni teraz rezerwiści zdążyliby zostać dziadkami. Polska jest obecnie Rosji potrzebna jak piąte koło u wozu, na terenie dawnego ZSRR mają przynajmniej jakieś punkty oparcia, wsparcie miejscowych, znajomości w wojsku itd. A u nas? O ile można sobie wyobrazić że Litwa, Łotwa czy Estonia zostaną sprzedane to w przypadku Polski raczej nikogo o wsparcie byśmy prosić nie musieli. Jeżeli w przypadku Ukrainy są wątpliwości w kwestii dostarczania broni to w naszym przypadku już takich być nie powinno. W każdym razie to że wydamy masę kasy na wojsko i tak niewiele w tej kwestii by nam pomogło.

Bardziej powinniśmy inwestować w organizacje paramilitarne, które mogą być początkiem przyszłej partyzantki.
I co by nam ta partyzantka dała? Wysadzilibyśmy kilka stacji kolejowych w razie mało prawdopodobnej wojny i okupacji kraju? To też jest kwestia tego jaka to by miała być wojna i jaka okupacja. Putin to jednak nie Hitler czy Stalin, "rozwiązywania kwestii polskiej" by nie było.