Pora na małe podsumowanie pierwszego miesiąca roku w kinie.
Creed - chyba największe zaskoczenie i to bardzo pozytywne. Klimat, muzyka, akcja - wszystko było dużym nawiązaniem do pierwszych części Rocky'ego. Polecam wybrać się do kina, bo film niedługo schodzi z dużego ekranu. Ciekawym zabiegiem było połączenie dzisiejszej muzyki z klasykiem Billa Contiego. Wyszedł ciekawy testament Stallone, który przekazał pałeczkę młodszemu pokoleniu.
Hateful 8 - Tarantino w dobrej formie. Jak mam być szczery to film bardziej podobał mi się od poprzedniego jego westernu. Mamy tutaj powrót do korzeni twórczości Tarantino, czyli klimat Reservoir Dogs (chociaż brakuje mu do tego klasyka). W przeciwieństwie do Django czy Inglorious Basterds, gdzie akcja toczyła się w wielu miejscach mamy tutaj w 90% filmu jeden plan w postaci zajazdu Minnie. To dowód, ze można zrobić dobry film w teatralnej wręcz konwencji, bez przenoszenia akcji w wiele plenerów.
The Big Short - ukazuje schematy działań, które doprowadziły do kryzysu. Bardzo dobre kreacje aktorskie m.in. Bale i Carell. Zawiódł Gosling. Co było minusem filmu? Niektóre terminy ekonomiczne były tłumaczone w łopatologiczny sposób, za pomocą specjalnych scenek, niezwiązanych z fabułą aby nakreślić pewne schematy, a inne ekonomiczne i bankowe zwroty dla przeciętnego Kowalskiego niejasne. Z tego powodu mogę uznać film za jedynie dobry.
Point Break - na olbrzymi plus zasługują rewelacyjne zdjęcia krajobrazów z różnych zakątków świata. Pod tym względem film bardzo pozytywnie zaskakuje. Jednak nic nie zrekompensuje standardowej, odgrzewanej fabularnej strony filmu. Do tego dochodzi bardzo słaby zabieg z zakończeniem. Rozumiałem zamierzenia twórców, lecz to nie wypaliło. Podsumowując - miało być pięknie, a wyszło jak zwykle.
Teraz czekam na Zjawę. Liczę na dużo, więc istnieje ryzyko zawodu.![]()





















Odpowiedz z cytatem
