Przyjął po to by dać świadectwo jednocześnie nie zaogniając niepotrzebnie stosunków z Ukrainą. Nie może być bowiem tak, że "trumny" będą nami rządzić. Może to brzmi brutalnie, ale tak powinno być. Stosunki polsko-ukraińskie są skomplikowane i przedstawianie ich w czarno-białych barwach to daleko idące uproszczenie. Wołyń to jeden z istotnych fragmentów tych stosunków, ale tylko jeden z wielu. I to takich, które były i już minęły a do obecnej rzeczywistości mają się nijak.
Co do definicji zaś, to ona jest i można ją w dyskusji wykorzystać. Jak powiedziałem jest bardzo ogólna. Ale nie ulega wątpliwości, że Ukraińcom chodziło nie o wymordowanie Polaków, bo tego nie byli po prostu w stanie zrobić, ale o wywołanie paniki na tyle, by Polacy sami się wynieśli. Stąd też owe niesamowite okrucieństwo, które samo przez się, gdyby chodziło "tylko" o ludobójstwo, nie miało sensu. Przy takim spojrzeniu, to co się wtedy działo warunków określonych w definicji ludobójstwa do końca nie spełnia. Stąd i stwierdzenie, że była to zbrodnia o znamionach ludobójstwa oddaje najlepiej to co się stało.