Istnieje i będzie istnieć jeszcze co najmniej parę dekad. Nie znaczy to jednak, że istnienie tego państwa będzie uznawane przez wszystkich - a zwłaszcza w tamtym regionie.
Izraelski punkt widzenia na kwestię legitymizacji typu "bo Żydzi nie mieli się gdzie podziać" czy ta, za którą opowiada się prawica: "bo to były tereny odwiecznie żydowskie i dar boży" to trochę za mało przy ponad 1000 letniej obecności Arabów w tym miejscu (nie licząc wcześniejszych mieszkańców tych terenów, których są potomkami). Do tego jeszcze zrobiono z Deklaracją Balfoura wielką szopkę i propagandowo okrzyknięto światowej klasy aktem prawa międzynarodowego, a nie muszę chyba Tobie pisać, że nie był to jakiś istotny dokument.
Izrael to takie drugie Kosowo, a że miał on dość sił aby wytrwać dostatecznie długo w walce z Arabami to istnieje już te 50 lat. Może dopiero pod koniec wieku się to zmieni, bo wątpię aby 100 rocznica powstania Izraela była entuzjastycznie przyjęta przez jego sąsiadów. Czemu? Arabowie są baardzo drażliwi i zajadli jeżeli idzie o ich ziemię
Z jednej strony dekadencja Hamasu, z drugiej głupota wykładających na Gazę pieniądze - nic Pan nie zrobisz. A że mają demokrację, no cóż, ich wola.
No ale cały czas tam ktoś napływał, później doszedł jeszcze strumień ludzi, którzy przetrwali "ostateczne rozwiązanie" - bo jak zapewne wiesz, przed erą Hitlera nie było wielkiego szału na przeprowadzkę do Lewantu
No i Arabowie uznawali ich za swoich, mało tego! Palestyńczycy byli gotowi uznać wszystkich Żydów, którzy przybyli przed I WŚ za swoich ziomków. Europejscy żydzi mieli jeden warunek, dostosować się. Szkoda, że Francuzi storpedowali Wielką Syrię Haszymidów, może dzisiaj by to inaczej wszystko wyglądało...
A dlaczego mieliby nie mieć, skoro stronnicy Żabotyńskiego robili im pod nosem mini parady wojskowe. A co do Legionu Arabskiego, trochę nie na miejscu nazywać go bojówką - to była regularna siła wojskowa zależna od Brytyjczyków, która zresztą dość późno zaangażowała się w konflikt arabsko-żydowski bo dopiero w 1948
Widzisz, w Palestynie panował pewien regionalizm - przynajmniej od XIX wieku lokalsi postrzegali się za kogoś innego niż Arabowie z Egiptu czy Syrii. Przed II WŚ były osoby propagujące ideę państwa Palestyńskiego, jednak w obliczu emigracji żydowskiej wielu uważało za konieczność dołączenia do kogoś silniejszego- najpierw lojalnie trwano przy Imperium Osmańskim, później w jego miejsce upatrywano Damaszek.
Dlaczego przeszkadzają i będą im przeszkadzać, napisałem. Arabowie to bardzo drażliwy naród (narody?) jeżeli idzie o kwestie terytorialne. A Izrael też nie jest święty, im też przeszkadzają Palestyńczycy. Odmawiają oni im nawet prawa do uznawania się za ludność rdzenną, twierdząc że przybyli oni dopiero w VII wieku - a każdy w jakiś sposób interesujący się regionem wie, że jakieś 2/3 Arabów to zarabizowane dawne ludy semickie lub Kuszyci, Koptowie i Berberowie.
Tak jak wcześniej napisałem, skoro im dobrze a w sąsiednich krajach jest bigos, to czemu mają być niezadowoleni z życia w Izraelu? Jednak w przypadku gdy Izrael wpadnie w większe tarapaty, ich lojalność wobec państwa żydowskiego może być wątpliwa.
Idąc dalej, Druzowie i Beduini to nie są właściwie Palestyńczycy (pamiętajmy, każdy Palestyńczyk to Arab, ale nie każdy Arab to Palestyńczyk) - tym pierwszym to wszystko jedno w jakim państwie żyją, dla nich na pierwszym miejscu liczy się wspólnota druzyjska - więc im to wsio ryba w jakim kraju żyją, są lojalni aby mieć święty spokój. Co do tej "muzułmańskości" Druzów, to że my klasyfikujemy ich jako szyickich heretyków nie znaczy, że zaraz będą oni się bratać z arabskimi muzułmanami - już od czasów osmańskich grają na siebie. Beduini zaś na ogół nie utożsamiają się z żadnym państwem, dla nich ważniejsze jest plemie i klan - a skoro tamtym opłaca się współpracować z Izraelem to oni pójdą za wolą starszyzny. Casus Druzów i Beduinów bardziej pasowałoby przyrównać do Czerkiesów, którzy tak jak oni nie są związani z Palestyńczykami i kierują się po prostu swoim interesem.






Odpowiedz z cytatem