Nie czytałem, nie grałem, serial z Żebrowskim przestałem oglądać gdy naga Sitek wyszła z jeziora. Na necie jeszcze oczywiście zaliczyłem sławnego smoka. Tak więc nie mając wielkich oczekiwań obejrzałem ów nowy, głośny serial. Główna postać się broni, choć te pochrząkiwania w kilku scenach były cokolwiek dziwne. Kasy na efekty było żałośnie mało i np smoki choć nieporównywalne z "naszym", to jednak bieda piszczy. Zresztą jeden z odcinków zaczyna się gdy prawie ukradli Płotkę - Geralt rzuca jakąś głową "bestii". To była chyba jakaś przerośnięta gumowa maska z halloween... No i otwierająca scena walki z tą pokraką na bagnach. Odpuśćmy kasę, ale jak ta maszkara trzymając ofiarę dociśniętą do dna przez minutę nie może trafić, to już w 2 minucie serialu wiemy, że i kolejne "potwory" to będą tylko obowiązkowe punkty do odhaczenia. Nie żebym oczekiwał śmierci głównej postaci co odcinek, lecz choć jakieś emocje. A wyszło kino familijne przy niedzielnym obiedzie. Yennefer. Będę oryginalny i dziewucha, omijając elementy rodem z brzyduli była dla mnie całkiem spoko od początku, po przemianie to kolejna laska której po klepnięciu w plecy odpada twarz. Ogólnie, nie miałem wiele oczekiwań i dokładnie tyle otrzymałem. Coś tam było na plus, coś na minus. Spokojnie mogłem zasnąć bo i tak w końcu to baśń, bajka czy fantasy - wszystkie mają wspólny mianownik.
Pytanie o tą przemianę w ryby - nie zrozumiałem. Coś jak przypowieść o synu marnotrawnym? Jak będziesz do ramy przyłóż to koniec końców i tak będziesz odsunięty przez ukochanego kolorowego ptaka-czarną owcę?