Zapewne spora liczba z was zna grę Warhammer: Mark of Chaos. Gra nie do końca wybitna, lecz z w miarę fajną fabułą, cofającą nas do czasu po Wielkiej Wojnie z Chaosem - rok 2303-4. W grze mieliśmy dostępne 6 ras, podzielone na 3 ugrupowania (trzecie dochodzi w dodatku Battle March). Ważne rzeczy, które zadecydują o kształcie mojej recenzji to wątki fabularne i postacie.
Przypomnijmy: w pierwszym ugrupowaniu ważni bohaterowie to: kapitan Stefan von Kessel, arcymagini Wysokich Elfów Aurelion, Marszałek Gwardii Reiku, hrabia von Gruber, Feldsturm.
Drugie ugrupowanie to Chaos, do którego zaliczali się: Sudobaal, potężny czarnoksiężnik, silny wódz Chaosu Thorgar Okrwawiony, wojownik Olaf i Kasquit ze skaveńskiego klanu Skryre.
Książka "Piętno Chaosu", autorstwa Anthony'ego Reynoldsa, miała być swoistą adaptacją gry Warhammer: Mark of Chaos. Jak jednak wyszło mimo hucznych wśród książek reklam na okładce i brzmiącego napisu "Ta pełna akcji powieść oparta jeat na przebojowej grze komputerowej "Warhammer: Mark of Chaos""? Ano tak samo, jak to słowo "jeat" - dziwnie.
Sama postać z okładki zachęciła mnie do zakupu i aż trudno uwierzyć, że wydałem na tę książkę 29 złotych. W sumie niewiele, ale sądzę, że książka winna być dużo tańsza. Zacznijmy od początku.
Jak zapewne pamiętacie, wątek Imperium zaczynał się od zniszczenia wojsk Chaosu, zbierających się na jednej z równin, a żeby ich zniszczyć, należało podprowadzić artylerię Feldsturma i rozpocząć ostrzał Krasnoludów Chaosu. W książce jest inaczej - mamy wątek, że Stefan von Kessel partaczy wyznaczone mu zadanie i gromi wojska Chaosu, niż bronić dostępu do Gór Środkowych.
Wyobraźcie sobie teraz 300 Spartan, którzy zamiast bronić przełęczy wychodzą z niej i radośnie sieką Persów... bez sensu, prawda? Dokładnie tak samo czułem się, czytając ten wątek. Z kolei wątek Chaosu zaczyna się już od ataku na wieś, podczas gdy z kolei główny bohater Chaosu stawał się dopiero wodzem. I tutaj kolejny strzał w kolano - główny bohater Chaosu w tej książce zwie się Hroth... z kolei Thorgar jest tylko marnym wojakiem w szeregach Hrotha. Kto to w ogóle wymyślił?! To tak, jakbym zamiast Aurelion prowadził do boju po stronie Wysokich Elfów księcia Khalanosa, jej kuzyna. Niby ok, ale kto nie chciałby dowodzić czarodziejką? Skoro mowa o Aurelion, w książce w ogóle nie ma wcześniejszego spotkania z nią, ba - nawet umiera pod koniec książki. W grze z kolei ginęła z ręki czarodziejki Mrocznych Elfów - Lilaeth. Wątki głównych bohaterów dobra i zła w porównaniu z grą są strasznie pocięte - pamiętacie, jak w Mark of Chaos mieliśmy misję z zabójstwem Wampira przez Kessela? W książce nic o tym nie ma. Ogółem mamy całkowicie luźną adaptację zrobioną po swojemu przez Reynoldsa.
Wracając do bohaterów - sam Sudobaal przecież zdradził Thorgara i w końcu swą zdradę przypłacił życiem - tu z kolei Hroth go oszczędza... Kolejną głupotą jest wątek Księcia-Elektora Talabeklandu, który w fabule gry zwiewał z Talabheimu, chcąc w otwartym polu w pojedynku załatwić Thorgara. Tutaj z kolei umiera we własnym łożu, a gdy przybywa jeden z kapitanów jego prowincji, nagle schorowany (tak, on umiera, ale nadal żyje) wychodzi, by walczyć i polec.
Ogólnie fabuła naprawdę nisko w porównaniu z tą z gry. Porównania celowe, skoro ta książka ma być "historią opartą na grze".
Lecz dość o tym, bardziej rozwalały mnie byki ortograficzne i w nazewnictwie. Wielokrotnie słowo "Kessel" - nazwisko rodowe Stefana - zamieniane było na "Kassel" - formalnie początkujący czytelnik miałby z tym zawrót głowy. Na samej okładce jest już byk, co oznacza, że polskie tłumaczenie leży jak w Total War: Attila.
Zapewne zapytacie się "Czy warto kupić tę książkę?". Odpowiem "I tak, i nie". Problem z jednoznacznym stwierdzeniem, do kogo skierowana jest książka wynika z tego, czy grałeś w Warhammer: Mark of Chaos i czy skończyłeś kampanię. Poza tym problem też leży po stronie tego, jaka tematyka książek z Warhammer Fantasy Cię ciekawi. Jeśli podoba Ci się tematyka wojen w Warhammer Fantasy - książka jest dla Ciebie. Z kolei jeśli wolisz książki typowo przygotowe - radziłbym zaopatrzyć się w:
"Rotę" Dana Abnetta
"Przygody Gotreka i Felixa" Williama Kinga i Nathana Long'a
"Młotodzierzcę"
Według mnie są to dużo, dużo lepsze pozycje z książek z Warhammer Fantasy.
Oceny w skali nie będę wystawiać, gdyż po prostu za tym nie przepadam. Jeśli chodzi wam ogółem, co sądzę? Przeczytać można, ale na raz i potem najlepiej odstawić (przynajmniej według mnie).