Żeś Jeden Święty jest, uznałem ciebie, Mazda-Ahuro,
Gdy Dobra Myśl zeszła raz ku mnie,
Bym głośno wyrzekł, co Myśl mówi Cicha, Najlepsza:
u Kłamców licznych nie szukaj pochwały,
Bo każdą Cnotę wrogiem ci uczynią.
Zakapiorze
Sojusz z 39 roku zakładał wiele rzeczy. Zakładał min. że Polacy będą w stanie utrzymać się przez bodaj 6 miesięcy (mało tego, to była deklaracja ze strony polskiego sztabu). Francuzi w pierwszych dniach działali zgodnie z planem, wraz z rozpoczęciem mobilizacji część wojsk nad granicą rozpoczęła osiąganie pozycji wyjściowych. Szlag trafił wszystko w sytuacji, w której zamiast po 6 miesiącach nasza armia była 5 dnia kampanii w operacyjnej rozsypce. Ale to temat na inną rozmowę.
W każdym razie... nie oceniałbym wiarygodności obu sojuszy jedynie w oparciu o zapis na papierze. Dzisiejsze NATO ma nieco inną charakterystykę niż przedwojenne sojusze trzech państw na krzyż. Oczywiście Twój argument, ze względu na siłę źródeł i tak będzie lepszy, ale mimo wszystko nie wiem czy jest sens twierdzić z taką pewnością, że NATO daje gorsze gwarancje niż pakt z Francją. Nawet Rosja wie że nie może sobie pozwolić na taką śmiałość w kierunku państw członkowskich. To co stało się na Ukrainie jest naturalną konsekwencją realnej polityki Moskwy, nie można na podstawie tych wydarzeń tworzyć indukcyjnych wniosków.
I jeszcze jedno - jeżeli tylko chcesz możesz śmiało odpowiadać na fragmenty skierowane do MefistaW końcu reprezentujesz 'jego stronę'. Tak więc zapraszam.
Masz po dużej części rację... ale tak samo jak dziecko nie jest "własnością" rodzica, tym bardziej nie jest własnością państwa i ja np. nie chciałbym mieć w PL ani Szwecji, ani jakiegoś Pakistanu...Jeżeli ktoś twierdzi, że rodzic sam wie jak ma uczyć swoje dziecko, że najlepiej jakby jeszcze robił to sam w domu według własnych poglądów
Visca el Barca!!!
https://www.youtube.com/watch?v=qC3noaJ_l0U
Słowo na k w ustach Korwina brzmi tak dostojnie...![]()
Reasumując- ze względu na samą treść aktów sojuszy, sojusz z 1939 był lepszy. Oczywiście nie twierdzę, że teraz zostawiono by nas na pastwę losu. Sam fakt należenia do NATO pełni już dużą rolę odstraszającą potencjalnego agresora bo co w sytuacji gdy jednak sojusznicy pomogą z całą stanowczością? Inna sprawa, że teraz całkowicie zmieniły się realia wojen i dany agresor może zostać zmasakrowany pociskami nuklearnymi odpalonymi z orbity okołoziemskiej.Sojusz z 39 roku zakładał wiele rzeczy. Zakładał min. że Polacy będą w stanie utrzymać się przez bodaj 6 miesięcy (mało tego, to była deklaracja ze strony polskiego sztabu). Francuzi w pierwszych dniach działali zgodnie z planem, wraz z rozpoczęciem mobilizacji część wojsk nad granicą rozpoczęła osiąganie pozycji wyjściowych. Szlag trafił wszystko w sytuacji, w której zamiast po 6 miesiącach nasza armia była 5 dnia kampanii w operacyjnej rozsypce. Ale to temat na inną rozmowę.
W każdym razie... nie oceniałbym wiarygodności obu sojuszy jedynie w oparciu o zapis na papierze. Dzisiejsze NATO ma nieco inną charakterystykę niż przedwojenne sojusze trzech państw na krzyż. Oczywiście Twój argument, ze względu na siłę źródeł i tak będzie lepszy, ale mimo wszystko nie wiem czy jest sens twierdzić z taką pewnością, że NATO daje gorsze gwarancje niż pakt z Francją. Nawet Rosja wie że nie może sobie pozwolić na taką śmiałość w kierunku państw członkowskich. To co stało się na Ukrainie jest naturalną konsekwencją realnej polityki Moskwy, nie można na podstawie tych wydarzeń tworzyć indukcyjnych wniosków.
Byłem na tym wiecu w Rzeszowie, zebrały się tysiące ludzi i trzeba było wyjść z sali na zewnątrzBrontiJak się posłuchało całego przemówienia JKM to słowo na k.... było wręcz za słabe na to co wyprawiają eurobiurwy. Generalnie Korwin przemawiał z taką charyzmą, że na kilometr widać iż jest człowiekiem ideowym a nie karierowiczem jak inni POlitycy.
A tu całe wystąpienie:
https://www.youtube.com/watch?v=s7K9mWWEcQw
Nie jest niczym szczytnym, ale było to konieczne, a nosiło to za sobą pewne cechy korzystne, które trudno mi obecnie usłownić. Dlatego mówiłem o tym, iż Kodeks Pracy nie powinien zostać całkowicie wyrzucany. Płaca minimalna owszem - powinna zostać zniesiona (czekam na dyskusję, na pewno się pojawi), ale już takie prawo do urlopu nie. Te niewątpliwie zasługi ruchów socjalistycznych można udekorować. Los robotników w XIXw. może na obecną chwilę wydawać się makabryczny, jednakowoż robotnik utrzymywał tę żonę i kilkoro dzieciaków. Ze wsi do miast garnęły się z ochotą całe stada ludności, a że warunki jakie były takie były- oczywiście nie powiem, że żyli jak w niebie, o nie, ale to kwestia czasów. Te się zmieniły i warunki będą inne. Socjal na zachodzie wygląda dobrze, bo mieli czas się nabogacić. Nasz kraj wymaga wzbogacenia. Obecny rozwój jest śmieszny. Walnąłem tu paroma dużymi ogólnikami - sprawę można rozwinąć szczegółowo co do stosunków gospodarczych między ludźmi, ale to wymaga dłuższej dyskusji i konfliktu opinii + pytań. Przy okazji mam nadzieję, że obraz robotników nie wypływa tu z filmu "Ziemia Obiecana".
NFZ – Rozpatrzmy tę kwestię na kilku płaszczyznach. Zacznijmy od cytatu prezesa mówiącego o tym, że śmiesznym jest przeświadczenie o tym, że więcej zapłacimy za utrzymanie lekarzy, pielęgniarek i kosztów usług niż za utrzymanie lekarzy, pielęgniarek, kosztów usług, ministerstwa, organów administracji publicznej niższych rzędów i całej biurokracji. Same środki – koszty związane z usługą, których fikcji nieco ulegasz – wyglądałyby zupełnie inaczej w przypadku zlikwidowania podatku dochodowego, zniesienia akcyzy, zmniejszenia VATu do 15%, likwidacji wielu regulacji i ograniczeń. Przykład sklepów spożywczych jest nieco zły ponieważ świadczą one towary, a nie usługi. Muszą te towary gdzieś kupić za określoną cenę, do której państwo dorzuca wszelkie akcyzy, podatki, obowiązki informacyjne itd. Jedyną rzeczą jaką może manipulować właściciel sklepu jest jego marża, która stanowi znikomą część całej ceny. Co za tym idzie nie ma z czego schodzić. Inaczej jest w przypadku usług, gdzie to usługodawca określa za ile może daną usługę wykonać i to zależy tylko od niego, ponieważ to do jego ceny dokłada podatki i inne daniny na państwo. No i mamy jeszcze te koszty. Podam przykład z końcówki ostatniego roku – oto NFZ ścięło wycenę zabiegu operacji zaćmy dla placówek publicznych z 3800zł do 2100zł, przy czym zupełnie nie naruszona miała być jakość usługi, a jedynie rentowność placówki. (Koszty to 465zł za soczewkę + ew. pieniądze na hospitalizacje – wyceniają sobie to na 1100zł za tydzień w tych jakże LUKSUSOWYCH warunkach – kto był to wie. Jeszcze prawa rynkowe tu nie działają i robią sobie co chcą z tymi cenami) Dlatego patrzenie na nfz-owską wycenę to pudło. Jak myślisz – kto sobie obmyślił taki publiczno – prywatny system? Lekarskie lobby!Odnośnie NFZu, nie jestem ekonomistą, ale na moją logikę prawo popytu i podaży to jedno, a ceny środków wymaganych do przeprowadzenia danego działania to drugie. Nikt normalny nie kłóci się z ekonomią, nikt normalny (poza wyjątkami) nie twierdzi że ekonomia lewicowa ma jakikolwiek sens, ale odpowiedz mi na pytanie - co z tego, że wzrośnie ilość prywatnych ubezpieczycieli, skoro ceny ogólnie rozumianych środków do przeprowadzania operacji czy ogólnie koszty hospitalizacji pacjentów pozostaną niezmienne? Kiedyś znalazłem dane o kosztach operacji wyrostka. Dwa lata temu NFZ płacił szpitalom za taką operację 3500zł, natomiast średnia cena w prywatnych klinikach wynosiła około 3300zł. Przykład pierwszy z brzegu. O ile to akurat zabieg 'tani', o tyle poważne operacje to już stawki idące w dziesiątki setki tysięcy złotych. Powiedz mi - w jaki sposób przy wzroście ilości ubezpieczycieli, a co za tym idzie rozdrobnieniu kapitału pomiędzy nich (bo w przypadku NFZu jest to tak naprawde jedna, ogromna pula pieniędzy), i przy założeniu że ceny środków medycznych jednak będą podobne (no chyba że ktoś mi wytłumaczy w jaki sposób mogą spaść), będzie można doprowadzić do obniżenia cen konkretnych zabiegów? bo jak dla mnie to logiczną konsekwencją powyższego będzie własnie wzrost cen, czasami do tego stopnia, że część usług będzie poza realnym zasięgiem większości pakietów medycznych.
Jak już powiedziałem, nie jestem ekonomistą, ale hasło 'wzrost konkurencyjności = spadek cen', jest absurdalne i można je podważyć setkami konkretnych przykładów ekonomicznych. Jak na osiedlu wybudują trzy nowe sklepy to dziwnym trafem nie powoduje to spadku cen żywności - ot kolejny z brzegu przykład.I nie mówię o tym, że współistnieje publiczna służba zdrowia i prywatne placówki, a o sposobie działania tej publicznej. Już lepszy dla obywateli byłby prl-owski system całkowicie publicznej służby, gdzie lekarze dostają swoje pensje i mają tyrać swój etat – tylu pacjentów ilu się da zrobić w ciągu dnia – bez względu na jakieś śmieszne „limity”. Ale jako, że jak coś jest publiczne – znaczy wydaje się nie swoje pieniądze – to jest od razu skażone patologią – to optować należy za czystką i sprawiedliwym prywatnym systemem. Jak myślisz – dlaczego prywatne usługi są takie drogie? Bo większość rynku zajmuje pseudo – darmowa służba publiczna. To jak mają prywaciarze się utrzymywać? Oczywiście uderzają w bogatszą klientelę. Natomiast po likwidacji NFZu – załóżmy 70% ludzi nagle będzie musiało zostać obsłużonymi i to właśnie oni będą decydować o ukształtowaniu się cen wedle naturalnych praw wolnego rynku. Wracając do kosztów – myślisz, że obecnie 40zł za prywatną wizytę wywiadu u lekarza dentysty pochłania jakieś „koszty środków”? Może chwilka używania światła. Tak samo 120zł za wypełnienie ubytku w zębie? Moja ciotka jest stomatologiem i koszty substancji chemicznych na wypełnienia są drobne. Wszystko to cena usługi, a jako że większość rynku to NFZ – są drogie tak jak są. 300 000zł za jakąś ważną, skomplikowaną operację serca? Taaak – to na pewno koszt użytych środków.
Do tego dojdą ubezpieczyciele prywatni, którzy w już przebudowanej naszej wizji nowego rynku sobie spokojnie poradzą.
System, w którym moja matka przez ostatnie pięć lat płaciła 200zł miesięcznie na fundusz, a tylko raz poszła do lekarza – jest po prostu niesprawiedliwy. Przez ten czas odłożyłaby sobie 12 000zł na własne ewentualne nagłe zabiegi, na które u prywatnych nie trzeba zbyt długo czekać. A co ci po publicznej składce, jak na cokolwiek bardziej poważnego musisz czekać zakichanymi latami, a jakość pozostawia sporo do życzenia, gdyż przecie nikt się nie stara dla dobra klienta, a tylko traktuje go jako zło konieczne. (Oczywiście są i mili, oddani lekarze, ale to jest generalna zasada stosunków międzyludzkich - jak coś jest prywatne, to o jakość tego czegoś się dba - bo moje, bo szefa.)
Nie o to chodziło. (Właściwie to nie wiem czy odnosisz się tu do mojego tekstu – chyba nie) Ideą jest to, że człowiek sam powinien być za siebie odpowiedzialny – a nie państwo mu tę odpowiedzialność odbierać i robić z niego bydlę. Polecam w tym względzie wpis na blogu prezesa z 2007r.I jeszcze na koniec odnośnie idei Korwinistycznych. Twierdzenie, że ludzie radzą sobie lepiej sami, niż w grupie (a do tego sprowadza się skrajny liberalizm) jest po prostu historycznym, socjologicznym, i każdym innym, absurdem. Ta teza po prostu upada sama w chwili w której ktoś otwiera podręcznik do historii. Liberalizm rozumiany w ten sposób jest drogą do upadku i zidiocenia społeczeństwa. Jeżeli ktoś twierdzi, że rodzic sam wie jak ma uczyć swoje dziecko, że najlepiej jakby jeszcze robił to sam w domu według własnych poglądów, to mielibyśmy społeczeństwo socjopatów, głupków i fanatyków. To jest po prostu nieracjonalne.
http://korwin-mikke.blog.onet.pl/200...a-bydla-czyli/
„Korwinistyczne” idee sprowadzają się do ułożenia relacji międzyludzkich naturalnie. A całkowicie naturalnym jest łączenie się we współżyjące grupy. Jedynie to współżycie nie może być obciążone łańcuchami przymusu. Ludzie wtedy sami z własnej woli pomagają innym. Pomoc wymuszona przez państwo nie ma nic wspólnego z moralnością.
Nie wiem o w jakim sensie naprawdę rozumiany liberalizm ci chodzi, chyba nie nasz, aczkolwiek jeśli wynosisz hipotetycznie, że indywidualizm prowadzi do zidiocenia to kategorycznie zaoponuję i skontruję twierdzeniem przeciwnym.
W przypadku dzieci... Dochodzi tu światopogląd. Jak widać za zachodnią granicą – tekst z linku Brontiego powyżej – tam uważa się dzieci za własność państwa – no nic – hitlerowskie zapędy tam wciąż dominują. Ja osobiście uznaję dziecko za własność rodzica (no ale oczywiście z normalnymi prawami człowieka) i to on powinien decydować jaką drogą ono pójdzie – wolna konkurencja w wychowaniu. Jedni poślą dzieci do szkoły takiego rodzaju – harde, surowe reguły XIXw; inni poślą dzieciaki do szkół bezmózgowia i bezstresowego wychowania; inni będą uczyć w domu... Czas pokaże, kto na tym ugrał najwięcej. Na pewno nie zgodzę się, by wszystkie dzieci szły do krainy uśredniania, wyrównywania, jednej opcji politycznej, historycznej, obyczajowej i poglądowej. Państwa europejskie zmierzają w stronę III Rzeszy i ZSRR pod wieloma względami i myślę, że nie można temu bezmyślnie zaprzeczać. A tak na koniec: Nie lubię pogardliwego określenia "korwinizmy". Przecież te poglądy miały od dawna swoich przedstawicieli, mają wciąż na całym świecie (W USA są RonPaulinizmy?), Korwin ich nie wymyślił.
Nie pisałem tego postu w przeświadczeniu o potędze ONZu. Nie uważam go za autorytet, użyłem go jako symbolu zwyczajowego porozumiewania się państw. Państwa rozbójnicze będą i trzeba przeciwstawić im równe jaja i determinację. A do tego potrzebne nam wartości innych epok.Zamieszczone przez Zakapior-san
http://www.wykop.pl/ramka/1896940/mi...-europejskich/
Zdjęcie w dość lekki sposób przedstawia to o czym mówię.
UE też nam niczego w zakresie obrony nie da. W poprzednim tekście do Pludraka napisałem, że NATO wymaga zmian wpisów, o których Zakapior szerzej zapodał. Ich konkretność to śmiech na sali.
Uważam osobiście, że taka oś Polski i Węgier potrafiłaby skupić państwa środkowej Europy (+ państwa bałtyckie - oczywiście problemem dla nas byłaby wroga Litwa, dla Węgier Słowacja -aczkolwiek w obliczu większych zagrożeń pominięte zostałyby takie niesnaski) w prawdziwie trwały sojusz wspólnych interesów. A razem już chyba nie bylibyśmy tacy słabi, jakby jeszcze każde z państw zrzuciło obecny osłabiający system i powstało jako silne, suwerenne,... narodowe. (Zabrzmiałem jak RN – ale cóż – co jak co, ale patriotyzm jest najpełniejszą podporą duchowej siły państwa). Takie moje to oczywiście przypuszczenia.
Czyli po mojemu.
Ostatnio edytowane przez Mefisto7 ; 02-06-2014 o 22:29
" https://www.youtube.com/watch?v=qC3noaJ_l0U
Słowo na k w ustach Korwina brzmi tak dostojnie..."-Filmik prywatny
...
"Liczko ma gładkie i mowę kwiecistą
Czarci ten pomiot z naturą nieczystą
Życzenia Twe spełni zawsze z ochotą
Da Ci brylanty i srebro i złoto
Lecz kiedy przyjdzie odebrać swe długi
Skończą się śmiechy, serdeczność, przysługi
W pęta Cię weźmie zabierze bogactwo
Byś cierpiał katusze, aż gwiazdy zgasną"
Mefisto
Żeby nie było nudno, zacznę od środka... To, że ludzie ze wsi ciągnęli do miasta wynikało tylko i wyłącznie z tego, że miasto gwarantowało im jakąkolwiek prace, a ponieważ warunki zarówno w fabryce jak i na wsi było równo beznadziejne, to w mieście przynajmniej za tą beznadzieje ktoś płacił. I teraz tak... według mnie ten klasyczny XIX kapitalizm nie był konieczny, a jego obraz wynikał tylko z chciwości ludzkiej i braku pewnych standardów prawnych i społecznych. Gdyby kierownik fabryki z XIX wieku musiał płacić swoim pracownikom składki społeczne, to otworzyłby mniej fabryk, ale ponieważ pracownicy żyliby na lepszym poziomie, to chcieliby więcej kupować, więc popyt napędzałby rozwój innych fabryk, innych przedsiębiorstw, innych miejsc pracy, innymi słowy - wzrost konkurencji, o którą tak bardzo walczycieKapitalizm XIX wieczny doprowadził do obrośnięcia w tłuszczyk promila społeczeństwa. Dla mnie jest to zwierciadło dzisiejszej gospodarki korporacyjnej, która z rozwojem rynku i konkurencją nie ma nic wspólnego.
NFZ – Rozpatrzmy tę kwestię na kilku płaszczyznach. Zacznijmy od cytatu prezesa mówiącego o tym, że śmiesznym jest przeświadczenie o tym, że więcej zapłacimy za utrzymanie lekarzy, pielęgniarek i kosztów usług niż za utrzymanie lekarzy, pielęgniarek, kosztów usług, ministerstwa, organów administracji publicznej niższych rzędów i całej biurokracji. Same środki – koszty związane z usługą, których fikcji nieco ulegasz – wyglądałyby zupełnie inaczej w przypadku zlikwidowania podatku dochodowego, zniesienia akcyzy, zmniejszenia VATu do 15%, likwidacji wielu regulacji i ograniczeń. Przykład sklepów spożywczych jest nieco zły ponieważ świadczą one towary, a nie usługi. Muszą te towary gdzieś kupić za określoną cenę, do której państwo dorzuca wszelkie akcyzy, podatki, obowiązki informacyjne itd. Jedyną rzeczą jaką może manipulować właściciel sklepu jest jego marża, która stanowi znikomą część całej ceny. Co za tym idzie nie ma z czego schodzić. Inaczej jest w przypadku usług, gdzie to usługodawca określa za ile może daną usługę wykonać i to zależy tylko od niego, ponieważ to do jego ceny dokłada podatki i inne daniny na państwo. No i mamy jeszcze te koszty. Podam przykład z końcówki ostatniego roku – oto NFZ ścięło wycenę zabiegu operacji zaćmy dla placówek publicznych z 3800zł do 2100zł, przy czym zupełnie nie naruszona miała być jakość usługi, a jedynie rentowność placówki. (Koszty to 465zł za soczewkę + ew. pieniądze na hospitalizacje – wyceniają sobie to na 1100zł za tydzień w tych jakże LUKSUSOWYCH warunkach – kto był to wie. Jeszcze prawa rynkowe tu nie działają i robią sobie co chcą z tymi cenami) Dlatego patrzenie na nfz-owską wycenę to pudło. Jak myślisz – kto sobie obmyślił taki publiczno – prywatny system? Lekarskie lobby!I nie mówię o tym, że współistnieje publiczna służba zdrowia i prywatne placówki, a o sposobie działania tej publicznej. Już lepszy dla obywateli byłby prl-owski system całkowicie publicznej służby, gdzie lekarze dostają swoje pensje i mają tyrać swój etat – tylu pacjentów ilu się da zrobić w ciągu dnia – bez względu na jakieś śmieszne „limity”. Ale jako, że jak coś jest publiczne – znaczy wydaje się nie swoje pieniądze – to jest od razu skażone patologią – to optować należy za czystką i sprawiedliwym prywatnym systemem. Jak myślisz – dlaczego prywatne usługi są takie drogie? Bo większość rynku zajmuje pseudo – darmowa służba publiczna. To jak mają prywaciarze się utrzymywać? Oczywiście uderzają w bogatszą klientelę. Natomiast po likwidacji NFZu – załóżmy 70% ludzi nagle będzie musiało zostać obsłużonymi i to właśnie oni będą decydować o ukształtowaniu się cen wedle naturalnych praw wolnego rynku. Wracając do kosztów – myślisz, że obecnie 40zł za prywatną wizytę wywiadu u lekarza dentysty pochłania jakieś „koszty środków”? Może chwilka używania światła. Tak samo 120zł za wypełnienie ubytku w zębie? Moja ciotka jest stomatologiem i koszty substancji chemicznych na wypełnienia są drobne. Wszystko to cena usługi, a jako że większość rynku to NFZ – są drogie tak jak są. 300 000zł za jakąś ważną, skomplikowaną operację serca? Taaak – to na pewno koszt użytych środków.
Do tego dojdą ubezpieczyciele prywatni, którzy w już przebudowanej naszej wizji nowego rynku sobie spokojnie poradzą.
System, w którym moja matka przez ostatnie pięć lat płaciła 200zł miesięcznie na fundusz, a tylko raz poszła do lekarza – jest po prostu niesprawiedliwy. Przez ten czas odłożyłaby sobie 12 000zł na własne ewentualne nagłe zabiegi, na które u prywatnych nie trzeba zbyt długo czekać. A co ci po publicznej składce, jak na cokolwiek bardziej poważnego musisz czekać zakichanymi latami, a jakość pozostawia sporo do życzenia, gdyż przecie nikt się nie stara dla dobra klienta, a tylko traktuje go jako zło konieczne. (Oczywiście są i mili, oddani lekarze, ale to jest generalna zasada stosunków międzyludzkich - jak coś jest prywatne, to o jakość tego czegoś się dba - bo moje, bo szefa.)
OK, powiedzmy że ten wywód jest sensowny (zakładam że dane liczbowe są prawdziwe), ale nie odpowiedziałeś na ten fragment mojej wypowiedzi, który (według mnie) był chyba najistotniejszy. Otóż istota zbiorowych składek leży w tym, że im więcej osób bierze udział w interesie, tym większy kapitał generują. Jeżeli opiekę zdrowotną poddać procesowi konkurencji rynkowej, to będziemy mieli do czynienia z rozmyciem kapitału pomiędzy X firm. Czy to nie niesie za sobą ryzyka zwiększenia cen?
Jeszcze odnośnie konkretnego przykładu Twojej mamy. Na tym polega problem, że 12000 tysięcy złotych zabezpiecza ją przed dwoma, trzema prostymi zabiegami. Na tym koniec. W przypadku większej puli, takiej jak w NFZ-cie, statystyka mówi, że choćby chorowała co miesiąc (odpukać), pomoc zostanie jej udzielona. Nie mieszajmy też stanu polskiej publicznej opieki zdrowotnej z samą ideą, bo w taki sposób do niczego nie dojdziemy.
Nie o to chodziło. (Właściwie to nie wiem czy odnosisz się tu do mojego tekstu – chyba nie) Ideą jest to, że człowiek sam powinien być za siebie odpowiedzialny – a nie państwo mu tę odpowiedzialność odbierać i robić z niego bydlę. Polecam w tym względzie wpis na blogu prezesa z 2007r.
http://korwin-mikke.blog.onet.pl/200...a-bydla-czyli/
„Korwinistyczne” idee sprowadzają się do ułożenia relacji międzyludzkich naturalnie. A całkowicie naturalnym jest łączenie się we współżyjące grupy. Jedynie to współżycie nie może być obciążone łańcuchami przymusu. Ludzie wtedy sami z własnej woli pomagają innym. Pomoc wymuszona przez państwo nie ma nic wspólnego z moralnością.
Nie wiem o w jakim sensie naprawdę rozumiany liberalizm ci chodzi, chyba nie nasz, aczkolwiek jeśli wynosisz hipotetycznie, że indywidualizm prowadzi do zidiocenia to kategorycznie zaoponuję i skontruję twierdzeniem przeciwnym.
W przypadku dzieci... Dochodzi tu światopogląd. Jak widać za zachodnią granicą – tekst z linku Brontiego powyżej – tam uważa się dzieci za własność państwa – no nic – hitlerowskie zapędy tam wciąż dominują. Ja osobiście uznaję dziecko za własność rodzica (no ale oczywiście z normalnymi prawami człowieka) i to on powinien decydować jaką drogą ono pójdzie – wolna konkurencja w wychowaniu. Jedni poślą dzieci do szkoły takiego rodzaju – harde, surowe reguły XIXw; inni poślą dzieciaki do szkół bezmózgowia i bezstresowego wychowania; inni będą uczyć w domu... Czas pokaże, kto na tym ugrał najwięcej. Na pewno nie zgodzę się, by wszystkie dzieci szły do krainy uśredniania, wyrównywania, jednej opcji politycznej, historycznej, obyczajowej i poglądowej. Państwa europejskie zmierzają w stronę III Rzeszy i ZSRR pod wieloma względami i myślę, że nie można temu bezmyślnie zaprzeczać. A tak na koniec: Nie lubię pogardliwego określenia "korwinizmy". Przecież te poglądy miały od dawna swoich przedstawicieli, mają wciąż na całym świecie (W USA są RonPaulinizmy?), Korwin ich nie wymyślił.
Chodzi mi o definicyjnie rozumiany liberalizm. Dla mnie stwierdzenie, że jednostka jest ważniejsza niż zbiorowość prowadzi w praktyce do zatracenia znaczenia zbiorowości. Korwin, który tak wychwala XIX wieczne Stany Zjednoczone, najwyraźniej nie wie (bądź zapomniał), że ten kraj nie ukształtował się na myśli liberalnej, tylko republikańskiej. Siła USA leżała w przekonaniu, że państwo jest czymś świętym, i im będzie ono silniejsze, im więcej włoży się w nie pracy, tym ludzie będą mogli lepiej się rozwijać. I według mnie jest to całkiem rozsądna koncepcja, bo niestety ale sama historia pokazuje, że człowiek działa najlepiej w ramach grupy. Jeżeli nie ma grupy, albo grupa nie zapewnia rozwoju, jednostka nie jest w stanie nic zrobić. I oczywiście masz rację pisząc, że współżycie społeczne nie może być obciążone przymusem. Chodzi o to, że ideologia liberalna sprowadza państwo i społeczeństwo do rangi wręcz nieistotnej i stara się wmówić, że człowiekowi najlepiej będzie wtedy, kiedy skupi się na swoim interesie. Według mnie jest to po prostu historyczna i socjologiczna nieprawda.
Nie zgodzę się też ze stwierdzeniem, że dziecko powinno być skazane na wolę rodzica w kwestii ogólnego rozwoju. Ja rozumiem istotę problemu który poruszasz, ale przy średniej statystycznej takiej jak np. nasza ojczyźniana, gdyby rodzic miał bez skrępowania decydować o tym czego uczyć swojego dziecka (albo jaki fachowiec będzie go uczył pewnego wąskiego zbioru wiedzy), to cofnęlibyśmy się do czasów, gdzie w trakcie burzy w oknach palono gromnice. Chodzi o zapewnienie zdrowego balansu. Państwo musi mieć wpływ na edukację pokoleń, z samego faktu że jest państwem.
Mały smaczek
https://www.youtube.com/watch?v=OZTO6x7usKQ
Sory panowie, ale jeżeli ktoś mówi, że Korwin jest jedyną osobą w polskiej polityce mówiącą merytorycznie, to polecam sobie kupić słownik języka polskiego.
To jest niestety ten poziom populizmu który trafia to średniej statystycznej na poziomie 13 lat. No nie można inaczej tego skomentować.
...a sławny generał Wit-tenberg poprzedza go tak ,jak jutrzenka poprzedza słońce.-W.Kochowski "Lata potopu"
"Nie wykuwać tarcz utopii. I nie kruszyć o nie kopii "