Mówienie o tym jako o "populizmie" bardzo zabawnie kłóci się z radzeniem innym zaglądnięcia do słownika języka polskiego. ^^ Może i opowiada swoje teorie, bardzo oryginalne, ale ni trochę nie podpadają pod "populizm". Populistyczne jest np: ciągłe na Putina utyskiwanie. Osobiście niekoniecznie podchodzę pod opinie Korwina, aczkolwiek również nie traktuję sprawy czarno-biało. Na pewno nie. Pójście z prądem wiadomości z telewizji na pewno nie jest inteligentnym podejściem. Oczywiście nie twierdząc, że jego wystąpienie w tym wywiadzie było bardzo korzystne - jednak zapytam - do czego w zasadzie pijesz i co nazwiesz tym "brakiem merytoryki"? Tak z ciekawości, dla rozwinięcia dyskusji pytam.![]()
No dobra - a teraz Witia - po kolei odnośnie ostatniego postu:
I: No i właśnie.Pracodawca miałby mieć płacić jakieś składki na robotników? Z jakiej racji? "Bo tamtym się należy", bo tak jest "społecznie sprawiedliwie"? O tym właśnie mówię - takie były czasy. Mający kapitał tworzyli "fabryki" - zatrudniali w nich ludzi, dawali im za tę pracę płacę, za którą ci utrzymywali tę swoją żonę i kilka dzieciaków. Z jakiej racji NATURALNIE kapitaliści mieli cokolwiek komuś opłacać? (Już pomijając sam absurd państwowych ubezpieczeń.) Porównując do naszych czasów: robotnicy - w warunkach gdyby kobiety też pracowały, a dziecko rodzina miałaby jedno, dwoje - to nie wiem czy nie mogliby sobie odkładać. Ale czasy i tendencje obyczajowe były inne, to i żyli jak żyli. Możemy potępiać poziom ich egzystencji, ale na pewno sprawiedliwym - biorąc pod uwagę genezę stosunków kapitalista - robotnik - nie było potem demokratycznie obciążyć pracodawców przymusową składką, na której głównie państwo uzyskało. Ostatecznie możemy być radzi, że socjaliści tamtych czasów ugadali co ugadali, bo teraz w zmodyfikowanym świecie pewnych zdobyczy ludzi pracy - można powrócić do wolnego rynku, w którym jednak te ugruntowane zdobycze już zostaną. PO chciało umiarkowanego liberalizmu to wyszedł im socjalizm - więc jeżeli będzie promowany radykalny liberalizm, to uda się uzyskać ten umiarkowany.
II NFZ. Jak to nie mieszajmy stanu polskiej służby zdrowia?! Przecież to podstawowa sprawa. Jak się chce coś zreformować to się opiera na tym jak to działa w rzeczywistości, a nie w teorii. Polacy są takim narodem, że prywatyzowanie aspektów życia jest konieczne. Jak u Polaków coś jest państwowe, to jest do dupy i się kradnie. Nawet państwowa drużyna narodowa w gałę się w to wpasowuje. Sorry, taki mamy klimat. Dopiero jak się ludzi weźmie za ryj prywatą, to się nauczą dyscypliny. Odwołuję się do kwestii ducha narodu, gdyż państwowa służba zdrowia potrafi dobrze funkcjonować w innych krajach, to trzeba przyznać. (Co nie zmienia faktu, że są w założeniu już, jak dla mnie, wadliwe). Postulat niemieszania jakości naszej służby zdrowia do rozmowy o potrzebie zmiany systemu jest nie na miejscu.Mieszając ją właśnie dojdziemy do faktu o istnieniu obecnie wielkiego bubla.
Ponownie myślisz w kategoriach obecnego stanu rynku prywatnego usług medycznych sąsiadującego z NFZem, co jest błędne, jak już wskazałem powyżej. W sferze naturalnego 100% wolnego rynku, po uwolnieniu założonych 70% klientów budżetówki - będzie to wyglądało zupełnie inaczej, gdyż w dużej mierze to klienci wyznaczają ceny. Dlatego mówienie o 12 000zł złożonych przez 5 lat przez moją matkę - wystarczających na 3 zabiegi też jest błędne. Chyba, że mówisz o sytuacji, gdzie nie likwidujemy NFZu, a tylko matka nie ma przymusu płacenia na składki. Ale nie o tym mówimy. A nawet jeśli to rozpatrujemy, to też o jakich zabiegach mówisz? Podobnych powagą laserowej korekcji oczu? Operacji zaćmy? Rzeczywiście często spotykane schorzenia, nawracają się jak przeziębienie... Co mi z tego, że taki nfz mnie przyjmie zawsze, skoro na byle jaki poważniejszy zabieg z tych twoich trzech muszę czekać choćby i lata całe w kolejce.(Czyli w naszych obliczeniach to są kolejne lata odkładania całych tysięcy złotych mojej matki) Fuszera goni fuszerę, lekarze wszystko mają w dupie. (Wystarczy trochę pochorować i się pohospitalizować by tego doświadczyć, ah te śniadania gorszej jakości niż w więzieniu). Na sam koniec rozważań, zupełnie bonusowo, jak najbardziej naturalnym stwierdzeniem jest takie, że czasem po prostu się zachoruje i umrze. Shit happens. Już to też raz powyżej mówiłem - że kto choruje więcej, ten ma bardziej przewalone. Nie ma w tym nic dziwnego i nienaturalnego. Silny wygrywa.
Co do tych ubezpieczycieli, to odpowiedziałem ci, pewnie nie zauważyłeś. Nie było tego dużo i nie było konkretnie. (Nie nazwałbym tego aspektu najważniejszym) Najpierw wyjaśnij co masz na myśli przy słowie "cena" - rzeczywisty koszt usługi w prywatnej placówce czy wysokość zakładanej składki oddawanej rocznie ubezpieczycielowi? Mógłbym już wyrazić dezaprobatę ku istnieniu przedstawionego przez ciebie problemu, ale poczekam na odpowiedź.
III - Indywidualizm i brak przymusu solidarności nie muszą prowadzić do wymazania zbiorowości. Ludzie nieprzymuszeni - sami z siebie tworzą grupę, taką mamy naturę. W zasadzie nie wiem czy to w jakiś sposób ci odpowiada. Wziąłeś na pręgierz "definicyjnie rozumiany liberalizm", który niekoniecznie muszę czuć się zobowiązany bronić. Jestem indywidualną jednostką, która może mieć zmodyfikowany pogląd. Jakby się pojawiło coś, co chciałbym skontrować - to bym to zrobił, ale nie ma. Oczywiście kiełkuje mi w twej wypowiedzi zarzewie czegoś z czym chciałbym dyskutować, ale jest jeszcze zakryte ogólnymi stwierdzeniami, które na razie nie spieszno mi zaczepiać.O dzieciach może przy innej okazji.
_________________________
Pludraku, a czy przeczytałeś te wszystkie 67 stron, że z butą wybijasz tu ze swym inwektywnym linkiem. Ja po przeczytaniu trzech stron już wiem, że mam do czynienia z bałwanem.Wystarczy sposób w jaki odpowiedział na punkt drugi. Już pierwsze zdanie odpowiedzi określa w jakim stylu nakreślone będą punkty następne, a to następne lanie wody o niczym i odnośnie niczego tylko mnie w tym utwierdzają. W 2a gość krytykuje "rewizję" wedle swojego widzimisię, następnie się nad definicją tego słowa się zastanawiając i nie wiedząc, którą na myśli miał projektodawca. A najprostsza definicja owego daje racjonalny obraz mało kontrowersyjnego podpunktu. Naraz błędnie przyznaje, że "lex retro non agit" bezwzględnie działa, potem jednak narzuca nam pogląd, że bezwzględnie działać nie może, "co przyzna każdy średnio myślący prawnik". Jestem studentem prawa i ... nie - nie przyznam. Mogłem nawet przeprowadzić całkiem udaną dysputę z profesurą na ten temat i nie pogrążyła mnie.
Może dalej pojawić mogłoby się coś sensownego, ale biorąc pod uwagę pierwsze trzy strony mam wrażenie, że nie mam do czynienia z chłodnym wypunktowaniem faktów, a butnym pierdzieleniem gościa o innych horyzontach myślowych i innych umiejętnościach logicznego i konsekwentnego rozumowania, z którym zwyczajnie "się nie dogadam".
To może i ode mnie smaczek:
![]()






Odpowiedz z cytatem