Cytat Zamieszczone przez chochlik20 Zobacz posta
Podczas poniedziałkowej debaty oświadcza, nagle, że swój start warunkuje wyborami w Wlk. Brytanii i może przekazać swoje głosy Kukizowi Ja bym się czuł zdradzony jako wyborca tego człowieka. Nie dość, że go popieram, wpłacam na konto partii pieniądze, to ten nagle stwierdza, że może się wycofać przed pierwszą turą. Zrozumiałbym, gdyby udzielił on poparcia Kukizowi w drugiej turze jeżeli ten by przeszedł, ale podanie się bez walki? Gdy, skończyły się wybory samorządowe i nikt z KNP nie zdobył żadnego stanowiska to Korwin stwierdził, że te wybory są mniej ważne lub w ogóle nie są istotne. Podobny argument padał ze strony Zakapiora i innych (mogę się mylić). Te olewa tuż przed samymi wyborami. Albo ktoś angażuje się na 100% i bierze w nich udział do samego końca i porażkę przyjmuje godnie, albo też je olewa i po porażce stwierdza, że nie były one aż tak istotne. Teraz trwa tłumaczenie Korwina na fb i próba pojednania się z Kukizem pod szyldem "Zróbmy to dla Polski" oraz cyniczny apel o zbiórkę funduszy na kampanię, która uzależniona jest jak się okazało do tych w Wlk. Brytanii. Jak tu nie czuć się zdradzonym? Ale, jak czytałem komentarze na fb to chyba tylko pojedyncze osoby mają do niego pretensje o to oświadczenie. Jak widać czego by Korwin nie zrobił to i tak ludzie są gotowi go poprzeć.
Widać, że niezbyt zrozumiałeś kontekst wypowiedzi Korwina i błędnie go odczytujesz. W ostatnich sondażach p. Kukiz ma prawie dwukrotnie większe poparcie od p. Korwin-Mikke. To zapewne niemile zaskoczyło p. Korwina, gdyż obaj politycy rywalizują o ten sam elektorat. Gdyby przełożyć poparcie z wyborów prezydenckich na wybory parlamentarne, to okazuje się, że w ewentualnym, podkreślam raz jeszcze - ewentualnym, sojuszu obu panów na wybory parlamentarne to p. Kukiz stałby się motorem napędowym i miałby lepszą pozycję negocjacyjną, bo "jadąc" na swoim nazwisku miały większe szanse wejść do sejmu od p. Korwina, który obecnie balansuje na granicy progu wyborczego. Dlatego Korwin postanowił dokonać małej wolty w stosunku do Kukiza i ośmieszyć go w czasie debaty. Sprzyjało mu to, że Kukiz ewidentnie nie odnalazł się w formie debaty (dodajmy - nad wyraz żałosnej), która premiowała górnolotne hasła i obiecanki-cacanki. Jeśli ktoś traktuje poważnie możliwość rezygnacji Korwina po tych słowach, to grubo się myli. Jest to zwykła sztuczka retoryczna, która miała pogrążyć Kukiza, odebrać mu kilka procent w sondażach i wyrównać pozycje w walce o ewentualną przyszłą koalicję oby panów w w wyborach parlamentarnych. Problem jest taki, że Korwin nie przewidział reakcji konkurenta i popełnił tym samym ogromny błąd. Atakując idee JOWów, sztandarowy projekt Kukiza, bardzo mocno nadwyrężył możliwość jakiegokolwiek porozumienia po wyborach. Nie wiem jakie umowy owi panowie między sobą zawarli, ale na pewno frontalny atak na Kukiza na oczach milionów telewidzów był pokaźnym błędem, bo wizerunkowo stracą na tym obaj. Z tym, że to Korwin ma więcej do stracenia, bo jego słupki są po prostu mniejsze. Pytaniem jest, kto doradził Korwinowi taki manewr? Czy niejaki p. Wipler, który teraz próbuje ratować sytuację? A może była to spontaniczna (czy też świadoma i wkalkulowana w koszta?) decyzja Korwina w trakcie debaty? Tego nie wiem. Fakt jest faktem, że jeśli była słowna ugoda między obu panami i obietnica wzajemnej współpracy, to taka wolta jest po prostu świństwem. To Korwin zaatakował, a Kukiza wbiło w ziemię.